"Super Express": - Premier chce ograniczyć skalę umów śmieciowych. Proponuje na przykład, żeby wszystkie umowy-zlecenia, które podpisuje pracownik z pracodawcą, były oskładkowane. Jak panu jako przedstawicielowi środowiska pracodawców podobają się pomysły Donalda Tuska?
Andrzej Arendarski: - Promowanie takich pomysłów to jakieś nieporozumienie.
- Dlaczego? Obecna sytuacja nie uderza jednak w pracowników? Na ich niekorzyść działa to, że nierzadko pracodawca odprowadza składki od najniższej z wielu umów-zleceń, które zawiera z pracownikiem. Składki od pensji minimalnej proponowane przez rząd wydają się uczciwe.
- To jednak rodzi koszty, ktoś te koszty będzie musiał jednak ponieść. Ktoś, czyli pracodawcy. Z tego względu takie pomysły rządu to więc zaproszenie do rozszerzenia szarej strefy, która dodatkowych kosztów pozwala uniknąć. Ci, którzy pracują choćby na umowach-zleceniach, są prawnie chronieni i nie są wykorzystywani przez pracodawców. Takie umowy gwarantują choćby wypłatę wynagrodzenia. Wraz z próbą walki z umowami śmieciowymi zwyczajnie tę ochronę utracą, ponieważ bardziej będzie się opłacać zatrudniać na czarno. A wobec zatrudnionych na czarno nie obowiązują żadne przepisy prawa.
- Czemu od razu mówimy o zatrudnianiu na czarno?
- Jest to szczególnie zły czas na wprowadzanie zmian w tej materii. Przy tak zmiennej koniunkturze gospodarczej, jaką dziś mamy, nikt nie będzie chciał zawierać umów z pracownikami, za których trzeba będzie odprowadzać dodatkowe składki. Jeśli jeszcze dodamy zapowiedź pana ministra Kosiniaka-Kamysza, że przy przetargach publicznych będą promowane firmy zatrudniające na umowy o pracę, to mamy tworzenie fatalnego klimatu dla przedsiębiorców. A to oni budują nasz wspólny dobrobyt, tworząc m.in. miejsca pracy.
- Akurat ten pomysł jest z punktu widzenia państwa bardzo korzystny. Rząd wyliczył już, że 650 mln zł ma trafić do wiecznie niedofinansowanego ZUS z tytułu realnego oskładkowania umów cywilnoprawnych. A przecież niewydolny system emerytalny to nie tylko sprawa pracowników.
- Rząd patrzy tylko na swoje finanse, a nie dostrzega groźby utraty konkurencyjności polskiej gospodarki. Przedsiębiorcy korzystają z umów cywilnoprawnych ze względu na ogromne obciążenia finansowe, które pracodawca ponosi ze względu na zatrudnienie pracownika na umowę o pracę. Jeżeli zmusi się ich do odprowadzania składek za pracowników z tytułu zatrudnienia na umowę-zlecenie, to wiele firm nie będzie w stanie oferować swoich usług, ponieważ koszty ich produktu będą zbyt duże, żeby pokonać przedsiębiorstwa z zagranicy. W najlepszym wypadku pracodawcy koszty pracy przerzucą na pracowników, którym będą zmuszeni wypłacać niższe wynagrodzenia.
Andrzej Arendarski
Prezes Krajowej Izby Gospodarczej