Andrzej Paczkowski: Wyklętych chciano wymazać z pamięci

2015-03-02 3:00

Andrzej Paczkowski w rozmowie z "Super Expressem" o żołnierzach wyklętych.

"Super Express": - Wczoraj obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Kogo określamy tym mianem?

Andrzej Paczkowski: - Wszystkich żołnierzy, partyzantów, działających w konspiracji, w zasadzie w oddziałach leśnych, którzy walczyli z bronią w ręku od 1944 czy wiosny 1945 roku. Główna fala tego oporu trwała do 1947 roku, potem wygasała. Jednak niektóre grupy partyzanckie działały do początku lat 50. A pojedynczy Żołnierze Wyklęci, czy może raczej Niezłomni, działali nawet do początku lat 60. Przy czym w ostatnim czasie działalność ich polegała już nie na walce zbrojnej, ale na ukrywaniu się z bronią przed komunistyczną władzą.

- Wspomniał pan, że żołnierzy antykomunistycznego podziemia należy nazywać raczej mianem żołnierzy Niezłomnych. Jednak określenie "Wyklęci", jak rozumiem, wzięło się stąd, że przez cały okres PRL, a nawet pierwsze lata III RP działalność tych ludzi była przemilczana?

- Powiem więcej - krytyczny stosunek do Żołnierzy Wyklętych miały nie tylko komunistyczne władze. Przedstawiciele polskiej emigracji mieli do niezłomnych stosunek dość ambiwalentny. Nikt nie podważał ich patriotyzmu czy odwagi, ale żołnierzy tych traktowano jako ludzi działających na własną rękę. A oddziały wywodzące się z ruchu narodowego w ogóle nie były przez emigrację traktowane jako polskie wojsko.

- Dlaczego?

- Podstawowy problem z Żołnierzami Wyklętymi polega na tym, że nie byli związani z żadną szerszą ideą polityczną. Początkowo ich działalność była próbą przedłużenia konspiracji z czasów II wojny światowej, z rachubą na to, że dojdzie do konfliktu między Zachodem a Związkiem Sowieckim. Potem była to już inercja. Ludzie ci, w oczach władzy, która umocniła się już w terenie, byli skazani. Nie mieli szans. Jest jeszcze jeden problem. Ludność wsi z powodu aktywności Wyklętych miała spore problemy.

- Jakie?

- Po pierwsze żołnierzy ścigano w sposób bardzo brutalny. W latach 1946-1947 przy pomocy wojska. Przeczesywano całe regiony, były pacyfikacje, którym towarzyszyły bardzo brutalne akty siły wojskowej. Obecność Niezłomnych oznaczała dla danego rejonu pewne dodatkowe zagrożenia, które dla części chłopów były nie do zniesienia. Problemem Wyklętych stało się to, że stracili zakorzenienie w społeczeństwie. Pamiętać należy też o tym, że obok oddziałów zbrojnych działały bandy normalnych rzezimieszków, którzy podszywali się pod żołnierzy. Ludzie ci rabowali, napadając niewinnych. Wszystko to sprawiało, że stygło poparcie dla partyzantów. Przewaga po stronie władzy stała się tak ogromna, że determinacja Niezłomnych była już straceńcza. A w dłuższym okresie straceńcy nie mają wielkiego poparcia.

- Niektórzy krytykują święto 1 marca. Czy pana zdaniem jest ono potrzebne?

- Oczywiście, że jest potrzebne. O ludziach tych w czasie PRL nie pisano albo pisano jednoznacznie źle. Teraz można pisać i mówić o tych czasach inaczej. Mam jednak jeden problem. Gloryfikując Wyklętych, stawiając ich za przykład, pomniejsza się wszystkie inne formy aktywności walki z systemem. Jak choćby Polskie Stronnictwo Ludowe.

- Wyklęci byli mordowani w bestialski sposób. Ich groby odkrywane są dopiero teraz, trwają m.in. prace ekshumacyjne na Łączce. Władze stalinowskie chciały wymazać tych ludzi także z pamięci?

- Sposób rozprawiania się z podziemiem był brutalny, wręcz dziki. Pamięć o tych ludziach miała być wręcz wymazana. Nie wystarczało, że przeciwnika zastrzelono. Trzeba go było jeszcze anihilować. Żeby nie było wiadomo, gdzie został pochowany, żeby rodzina nie mogła zapalić świeczki na Wszystkich Świętych. O Niezłomnych w PRL albo nie pisano w ogóle, albo pisano źle.

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Zobacz: Zebrali pieniądze dla Żołnierzy Wyklętych