Andriej Piontowski: USA i Europa boją się urazić Putina

2012-03-29 4:00

Polityka Obamy pomaga Rosji przekonać świat, że to ona jest panem sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej.

"Super Express": - Podsłuchana rozmowa Baracka Obamy i Dmitrija Miedwiediewa o możliwych ustępstwach w sprawie tarczy antyrakietowej wywołała burzę wśród amerykańskiej prawicy. Również wielu europejskich obserwatorów nie zostawia na prezydencie USA suchej nitki. Pana te słowa zdziwiły?

Andriej Piontowski: - Niespecjalnie. Z tych słów da się wyczytać jedynie to, że w czasie zbliżającej się kampanii wyborczej w USA trudno mu będzie wyjść naprzeciw oczekiwaniom rosyjskiej strony i zrobić na jej rzecz jakieś ustępstwa.

- Ale zapewnił, że po ewentualnej wygranej będzie miał większe pole manewru, a to uznano za wyraz słabości Obamy wobec Kremla. Rzeczywiście amerykański prezydent nie radzi sobie z Rosją?

- Z punktu widzenia amerykańskiej dyplomacji i wewnętrznej polityki w Stanach Zjednoczonych to raczej nieszczęśliwe słowa. Z drugiej strony cała ta sprawa pokazuje, jak absurdalną politykę w sprawie tarczy antyrakietowej prowadzi Kreml.

- Na czym ta absurdalność polega?

- Rosyjscy politycy upierają się przy twierdzeniu, że planowana przez Amerykanów tarcza antyrakietowa jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa naszego kraju, co każdy poważny ekspert w Rosji uzna za zupełnie bezpodstawne myślenie.

- Kreml gra tu w swoją grę i raczej nie słucha ekspertów, którzy podważają jej reguły.

- Co ciekawe, jednak miesiąc temu Władimir Putin spotkał się z naszymi ekspertami ds. bezpieczeństwa, na którym, obok niewartych uwagi wystąpień pojawił się wpływowy głos Jurija Sołomonowa, konstruktora pocisku balistycznego "Buława", który również podkreślił, że amerykańska tarcza antyrakietowa nie zagraża Rosji, a oficjalne stanowisko państwa nie odpowiada rzeczywistości.

- Jednak obiekcje Moskwy w sprawie tarczy to dobra karta przetargowa w relacjach z USA. Do tej pory udawało się Kremlowi pokazywać swoją siłę w rozmowach z Amerykanami, którzy idą na kolejne ustępstwa.

- Takie stanowisko to funkcja wewnętrznej polityki Rosji, aby przekonać własnych obywateli, że Zachód jest nieustannym zagrożeniem dla narodu rosyjskiego. Gorzej, że powtarzając te głupoty, włodarze na Kremlu sami zaczynają w to wszystko wierzyć, bo sami zupełnie nie wyznają się w tych sprawach.

- I ta wiara może wygrać z projektami USA. Niektórzy eksperci podkreślają, że Obama może chcieć poświęcić tarczę antyrakietową i umowy zawarte z krajami Europy Środkowej, żeby osiągnąć sukces w podpisaniu z Rosją kolejnego porozumienia o ograniczeniu broni jądrowej. Myśli pan, że się na to zdecyduje?

- Absolutnie nie. Nikt nie pozwoli mu wycofać się z projektu tarczy w Europie. Jest ona częścią większej całości, a projekt realizacji światowej obrony antyrakietowej ma w Stanach Zjednoczonych ogromne wsparcie. Wiedzą tam bowiem, że pozwoli on ochronić USA i ich sojuszników przed rakietami balistycznymi wystrzelonymi przez jakiegoś watażkę.

- Można sobie jednak wyobrazić, że rosyjscy przywódcy dostaną białej gorączki, jeśli ten projekt wejdzie w fazę realizacji.

- Wydaje mi się, że rządzący chcą przede wszystkim pokazać, iż bez zgody Rosji żadne poważne projekty, czy to polityczne, czy militarne w Europie Środkowo-Wschodniej nie mają szans na realizację. To Rosja jest panem sytuacji w tej części świata i nie pozwoli, żeby ktoś tę pozycję podważał.

- Polityka Obamy pozwoliła Rosji umocnić to przekonanie?

- Zdecydowanie. Pokazał w czasie swojej kadencji, że jest w stanie pójść na wiele ustępstw, żeby tylko zabezpieczyć kilka istotnych z jego punktu widzenia, choć w rzeczywistości stosunkowo drobnych spraw, w czym oczekuje pomocy Rosji. Chodzi przede wszystkim o tranzyt broni i sprzętu do Afganistanu. Moskwa rozumie potrzeby Obamy i jest gotowa je spełnić, oczywiście za pewną cenę, a jest nią pokazanie światu i swoim obywatelom własnej potęgi. Uzyskując krótkoterminowe korzyści, Ameryka jest więc gotowa pójść na współpracę z rosyjskim reżimem, co bardzo mnie dziwi i niepokoi.

- Administracja Obamy sprzedaje się zbyt tanio?

- Nie chodzi nawet o Obamę i Amerykę, ale także o kraje europejskie takie jak Niemcy czy Francja, dla których dobre relacje z Putinem i stabilne dostawy gazu są daleko ważniejsze niż Polska i inne kraje regionu. Weźmy np. Ukrainę, która od lat ma problemy z podpisaniem z Unią Europejską umowy stowarzyszeniowej. Ostatnio tłumaczy się to polityką wewnętrzną prowadzoną przez Janukowycza. Jednak jak powiedział mi niedawno jeden z niemieckich dyplomatów, Bruksela boi się ją podpisać, ponieważ Putin mógłby pomyśleć, że to akt rusofobii. Politycy europejscy i amerykańscy głowią się więc tylko, jakby tu nie obrazić Władimira Władimirowicza.

Andriej Piontowski

Rosyjski politolog i analityk militarny