Andriej Lipski: Rosja nie potwierdzi swojej winy

2011-08-04 4:00

MAK alergicznie reaguje na sugestie o rosyjskiej współodpowiedzialności. Ocenia to Andriej Lipski, wicenaczelny i szef działu politycznego "Nowoj Gaziety".

"Super Express": - MAK podtrzymał swoje zdanie na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej, nie uznając ustaleń polskiej komisji. Nie przekonały one kolegów Tatiany Anodiny czy z góry zostały odrzucone?

Andriej Lipski: - MAK ma swoją wersję wydarzeń, której się trzyma. Należy jednocześnie zaznaczyć, że to nie tylko wersja MAK, ale także oficjalna wersja władz, choć nikt o tym głośno nie mówi.

- I nie ma co się spodziewać, że te władze wezmą pod uwagę którykolwiek z wniosków komisji Millera?

- Wydaje mi się, że nie. Tym bardziej że MAK alergicznie reaguje na jakiekolwiek aluzje, że wina może leżeć po stronie rosyjskiej. Nie chcą też najwyraźniej odejść od swojego ustalenia, że znaczną rolę w katastrofie odegrał gen. Błasik, który jako wysokiej rangi oficer naciskał na pilotów. To bardzo łatwe wytłumaczenie, ale z zapisów rozmów w kabinie doprawdy trudno wysnuć taki wniosek.

- Takich różnic między oboma raportami - rosyjskim i polskim jest więcej.

- Właśnie, i do tego wszystkiego po obu stronach ogromną rolę w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy odgrywają różnego rodzaju czynniki polityczne.

- W Polsce panuje oburzenie, że Rosjanie próbują uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności za katastrofę. Jednak w Rosji takie kluczenie i zrzucanie winy przez organy państwowe na innych jest chyba na porządku dziennym?

- Dotyczy to zwłaszcza zaniechań i błędów służb specjalnych. Należy tu wspomnieć chociażby niewyjaśnioną do końca kwestię winy za tragedię w Biesłanie. Podobnie do dziś nie wiadomo, czemu tylu ludzi zginęło w czasie odbijania zakładników w Teatrze na Dubrowce i kto dał pozwolenie na użycie w tej akcji gazów bojowych. Jasne jest jednak, że resorty siłowe do wybielenia się zawsze będą wykorzystywać organa państwowe i te media, które mają pod kontrolą.

- Skąd taka strategia władz rosyjskich się bierze? Spadek po czasach sowieckich?

- Myślę, że sięga to wcześniejszych czasów. Rzetelne informacje o takich tragediach i rzetelne badania nad nimi są charakterystyczne dla bardziej dojrzałego etapu rozwoju społeczeństwa, które nazywamy demokratycznym. A u nas, jak wiadomo, demokracji nie tylko daleko do dojrzałości, ale jest ona niezmiernie schorowana.

- Znakiem starych czasów jest dla mnie choćby tajemnicze zniknięcie nagrań na nośnikach rejestrujących pracę kontrolerów lotu w Smoleńsku. To wierzchołek góry lodowej?

- Niestety, to nie wyjątek. Często dotyczy to dowodów procesowych, kiedy kogoś bardzo chce się wsadzić do więzienia.

- Jest pan zaskoczony, że w sprawie katastrofy smoleńskiej Polacy nie unikali odpowiedzialności, biorąc na siebie większą część winy?

- Są określone reguły lotów, nawet tych nadzwyczajnych, których trzeba przestrzegać i cokolwie by powiedzieć, największa odpowiedzialność zawsze spoczywa na pilocie. Tak już jest.

- A wyobraża pan sobie sytuację, w której Rosjanie muszą odpowiedzieć na oskarżycielski raport polskiej strony i biorą na siebie tyle odpowiedzialności, co Polacy?

- Trudno powiedzieć, jakby było, ale śmiem wątpić.