Steinbeck to legenda literatury, laureat Nobla, twórca „Gron gniewu” czy „Myszy i ludzi”. W „Podróżach z Charleyem” Steinbek wyrusza w ostatnią przed swoją śmiercią podróż po kraju, który przez lata opisywał, a którego – jak sam pisze – tak naprawdę od 25 lat nie zna. Podróż po Stanach Zjednoczonych (a raczej mentalności ich mieszkańców) z roku 1960.
Steinbeck daje się wypowiedzieć „prawdziwej Ameryce”: sklepikarzom, kierowcom, farmerom. Rysuje obraz USA jaki nie pojawia się w oficjalnych mediach, ale także zwraca uwagę jak odlegli są przeciętni ludzie od tego, co wydawałoby się rozpalać „wszystkich”. Jak choćby istotna z dzisiejszego (i ówczesnego) punktu widzenia kampania wyborca i walka Kennedy'ego z Nixonem czy rewolucja obyczajowa.
Podczas swojej podróży widzi sukces kraju, który często krytykował, ale także skandaliczne, rasistowskie porachunki. „Podróże z Charleyem” są uznawane za jedne z najlepszych powieści drogi, czego nie zmienia fakt, że Steinbeck mocno korygował rzeczywistość pod swoją wizję książki. Dziś wiadomo, że nie podróżował sam (głównie z żoną), że nie nocował w samochodzie (a raczej w luksusowych hotelach) i nie tyle rozmawiał z ludźmi, co ich podsłuchiwał (w barach, na stacjach benzynowych). Z częścią z nich nie rozmawiał zresztą w ogóle, lepiąc postaci ze kawałków innych, których spotykał w drodze.
To, że Steinbeck w wielu wypadkach konfabulował bądź upiększał swoją opowieść nie zmienia jednak tego, że „Podróże z Charleyem” czyta się rewelacyjnie. Podobnie, jak wiele książek Kapuścińskiego o którym wiemy już, że niekoniecznie był autorem „literatury faktu”, jak to wcześniej sprzedawano czytelnikom.
I co z tego? Oby wszyscy pisarze potrafili tak konfabulować.
MS
John Steinbeck, „Podróże z Charleyem”, wydawnictwo Prószyński i Spółka, 2014
Ameryka prawdziwa, Ameryka zmyślona – John Steinbeck, „Podróże z Charleyem”, recenzja
2014-05-14
3:58
Opowieść drogi – od Nowego Yorku po Kalifornię i z powrotem - w wykonaniu jednego z najlepszych pisarzy amerykańskich pokazująca, jak wyglądały USA roku 1960. Z ich wadami, ale także, co u tego krytycznego wobec Stanów autora nieczęste, zaletami Amerykanów. Choć duża część książki to „reportaż mocno podkoloryzowany”, czyta się ją świetnie i na długo pozostaje w pamięci.