"Super Express": - Po kilku dniach milczenia Donald Tusk zabrał głos w sprawie afery Amber Gold i swojego syna. Można to streścić w słowach: "nic się nie stało". Rzeczywiście nic?
Michał Karnowski: - Coś się jednak stało. W wystąpieniu premiera uderzył mnie jednak jego ton. Podkreślał, że jakakolwiek ingerencja w te sprawy byłaby niebezpieczną ingerencją dla wolności obrotu gospodarczego.
- Może naprawdę tak myśli?
- Premier uważa, że nie można obywateli ostrzec, że jakaś firma i ludzkie oszczędności zmierzają ku katastrofie. Czyni to jednak tak samo zdecydowanym tonem, jakim domagał się od niezależnych władz uniwersyteckich reakcji na książkę jednego z magistrantów. Kiedy chodziło o dopalacze, premier też uważał, że skoro ludzie są zagrożeni, to jego obowiązkiem jest powstrzymanie tego procederu. W przypadku hazardu robił to samo, choć ewidentnie naruszał wolność gospodarczą. Teraz, w przypadku Amber Gold, uważa, że nie wolno. Niby dlaczego?
- Premier ma rację, gdy mówi, że rodziny najważniejszych osób w państwie nie powinny być pod lupą służb?
- Moim zdaniem powinno istnieć coś takiego, jak równe standardy. I nie pamiętam, żeby Donald Tusk dystansował się od polityków PO, którzy atakowali męża Marty Kaczyńskiej. Wówczas Platforma nie uważała za stosowne przypominać, że rodzina jest poza polityką i za nich nie możemy odpowiadać. Premier używał też swoich dzieci w kreowaniu wizerunku publicznego.
- W porównaniu ze swoją siostrą Michał Tusk jednak tego unikał.
- Może później, ale do pewnego czasu udzielał wywiadów jako syn premiera. Pojawiał się w kampaniach. Był wykorzystywany jako tło dla szefa rządu, jako zdolny młody człowiek, który zarabia nieco ponad 3 tysiące w porcie lotniczym i jest świetnym fachowcem, wcześniej dziennikarzem "Wyborczej", poza układami. Teraz to uległo zanegowaniu i nic dziwnego, że media się tym zajmują.
- Pozostaje pytanie, na ile polityk może odpowiadać za działania swoich dorosłych dzieci.
- Owszem, pewien umiar też jest potrzebny i nie powinniśmy się znęcać. Politycy nie do końca mogą za to odpowiadać. Jest jednak tak, że jeżeli premier publicznie buduje wizerunek człowieka rodzinnego, to media zainteresują się rodziną, która w jakimś sensie zawodzi, zachowuje się nieetycznie. Nawet jeżeli wątek z synem jest marginesem afery Amber Gold. PO może się jej zresztą obawiać bardziej niż rodzina Tusków.
- W jakim sensie?
- Amber Gold była bardzo blisko związana z gdańską Platformą. Firma finansowała film Wajdy o Lechu Wałęsie i przypuszczam, że było ileś takich elementów zabezpieczania na przyszłość. Pan Plichta swoimi wypowiedziami o synu premiera sprawia wrażenie osoby domagającej się immunitetu.
- Po aferze z Tuskiem juniorem politycy Platformy przyznają po kątach, że Donald Tusk się zmienił. Nie będzie już taki hardy, zmienił ton, nie będzie już tak chętnie groził palcem i pouczał podwładnych i koalicjantów...
- Do momentu, do którego przetrwa ludzka pamięć o tej sprawie, a wiemy, że nie jest zbyt długa... Na pewno przytarto mu uszu i czuje pewien dyskomfort. Kiedy zaczęła się sprawa "taśm PSL" Tusk łapał już taki ton rycerza, który będzie twardo i dzielnie walczył z korupcją i nepotyzmem. Wystarczyło jednak kilka warknięć ze strony PSL wskazujących na problemy Platformy, by premier schował się w tej kwestii do nory. Nie chodzi o jego syna, ale o strach całej PO przed ujawnieniem sieci ich powiązań w całym kraju. Sieci, w której żyją ich rodziny i znajomi. Są przecież raporty, z których wynika, że kilkadziesiąt procent pracowników róż-nych agencji nosi powtarzające się nazwiska. Przypuszczam, że przerasta to nasze najczarniejsze obawy.
- To będzie afera, która zedrze teflon z premiera?
- Nie sądzę. Myślę, że premier się otrząśnie, wstanie i wytoczy jakąś kolejną krucjatę przeciwko zgniłej opozycji, która uniemożliwia szczęśliwy rozwój kraju.
Michał Karnowski
Publicysta "Uważam Rze" i wpolityce.pl