65. rocznica Jałty: Alianci łatwo skreślili Polskę

2010-02-12 3:00

65 lat temu nastał pierwszy dzień porządku ustanowionego przez konferencję w Jałcie. Postawę aliantów wobec Polski oceniają specjalnie dla Czytelników "Super Expressu" historyk Jonathan Walker i Winston Churchill, wnuk brytyjskiego premiera

Super Express": - Czyją ofiarą padła Polska w Jałcie? Cynicznego pragmatyzmu Brytyjczyków i Amerykanów? Rosjan? Złego momentu w dziejach świata?

Jonathan Walker: - Wszystkiego po trochu. Nie da się jednak ukryć, że konferencja odbywała się w lutym 1945. W tym momencie najbardziej wysunięte jednostki Armii Czerwonej znajdowały się już zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Berlina. Stalin czuł, że w takiej chwili ma w ręku same asy. Konsekwentnie żądał więc coraz więcej, nie ograniczając się tylko do powojennych reparacji od Niemiec. W Jałcie państwa zachodnie prezentowały się szokująco słabo. Aliantom zależało na ewentualnej pomocy Stalina, gdyby wojna z Japonią nie toczyła się po ich myśli.

- Czytając o Jałcie, nie sposób nie odnieść wrażenia, że można było zrobić więcej.

- Można było. I to, co Churchill zrobił dla Polski w trakcie obrad, prezentuje się faktycznie niezbyt imponująco. Naciski na wolne wybory w Polsce były dość słabe, a niczym niepodparte deklaracje nie mogły zostać wprowadzone w życie. Problemem było też to, że Roosevelt i jego główny doradca Harry Hopkins byli niewątpliwie nastawieni do Sowietów przychylnie. W zamian za ich wsparcie w czasie wojny.

- Churchill naprawdę wierzył, że w kontrolowanej przez Rosjan Polsce odbędą się wolne wybory? To nie był chyba aż tak naiwny człowiek. W Jałcie stworzył notatkę, która procentowo dzieliła strefy wpływów w powojennej Europie. I nie było na niej Polski.

- Rzeczywiście. Sprawa Polski była już wówczas przegrana i Churchill był chyba pierwszym, który przestał wierzyć w obietnice Stalina. Amerykanie wierzyli mu w tej kwestii chyba do czasu sfałszowania wyborów i ucieczki Mikołajczyka. Stalin był jednak sprytnym politykiem, który umiejętnie czarował tą kwestią swoich zachodnich sojuszników. Churchill był niewątpliwie pragmatyczny do bólu. I wiedział, że nikt nie zaryzykuje wielkiego konfliktu ze Stalinem z powodu Polski.

- Czyli alianci zdecydowali się Polskę zdradzić.

- To byłoby stwierdzenie na wyrost. W swojej pracy "Polska osamotniona" chciałem właśnie sprawdzić, czy Wielka Brytania mogła pomóc swojemu najwierniejszemu sojusznikowi w takiej sytuacji. I o ile nie było takiego polityka, który potrafiłby zagwarantować Polsce niepodległość, to alianci mogli zrobić znacznie więcej. Churchill i Roosevelt popełnili błąd, nadmiernie wspierając choćby partyzantów Tity w Jugosławii zamiast Armii Krajowej. Polscy piloci, którzy chcieli dokonywać zrzutów nad swoją ojczyzną, latali i robili to nad Jugosławią. Problem w tym, że w 1944 i 1945 roku doszło do tak wielu wydarzeń na wszystkich frontach, że przywódcom USA i Wielkiej Brytanii dość łatwo przyszło skreślenie Polski z listy priorytetów.

Czytaj dalej >>>


- Amerykanie i Brytyjczycy wiedzieli, że nie są w stanie spełnić swoich obietnic. A mimo to podsycali nadzieje Polaków.

- Rzeczywiście polskich polityków ewidentnie wprowadzano w błąd, sugerując, że alianci udzielą znacznie większej pomocy, niż są w stanie. Przez to wielu ludzi nad Wisłą, także w Powstaniu Warszawskim, miało niemal do końca nadzieję, że Londyn coś zrobi. Prawdą jest jednak to, że każdy brytyjski polityk zachowałby się w roli premiera dokładnie tak samo jak Churchill. Pod koniec wojny Wielka Brytania była wyczerpana. Późniejsza porażka wyborcza Churchilla nie była przypadkiem. Co więcej, konserwatystów zastąpił labourzystowski rząd Atlee. Znacznie bardziej naiwny w swoim podejściu do Sowietów.

- Brytyjskie władze miewały jednak zachowania, które trudno wytłumaczyć pragmatyzmem. Słowa Churchilla do generała Andersa, żeby "zabierał swoje dywizje, więcej już ich nie potrzebujemy", brak Polaków na pokojowej paradzie w Londynie…

- Stosunki Churchilla z Andersem były dość zróżnicowane. Brytyjski premier generalnie miał lepsze i gorsze okresy w swoich kontaktach z polskimi elitami, politykami i wojskowymi. Na pewno znacznie lepsze były jego kontakty i sympatia wobec zwykłych żołnierzy. Często mocno ich wspierał. Kwestia parady żenowała zaś niemal całe powojenne społeczeństwo, a zwłaszcza londyńczyków pamiętających udział Polaków w Bitwie o Anglię.

Jonathan Walker

Historyk wojskowości, członek Brytyjskiej Komisji Badania Historii Wojskowej, autor książki "Polska osamotniona", publicysta BBC

Czytaj dalej >>>


Mój dziadek nie miał wyjścia

"Super Express": - Zapewne słyszał pan zarzuty, że 65 lat temu w Jałcie pański dziadek Winston Churchill wraz z prezydentem Rooseveltem oddali Polskę Stalinowi.

Winston S. Churchill: - Słyszałem te zarzuty bardzo często. Prawda jest jednak taka, że los Polski, jak i wielu innych krajów Europy Wschodniej, przesądziła obecność Sowietów i Armii Czerwonej w sercu, a może raczej u gardła Europy. Nie było szansy na to, żeby Wielka Brytania po 6 latach wojny z Hitlerem zdecydowała się zaryzykować wojnę ze Stalinem. Tak samo Stany Zjednoczone. Nie można było wówczas zrobić nic, by uratować Polaków przed ich losem. Niezależnie od tego, ile Brytyjczycy i cały świat zawdzięczali ich odwadze i jak powinni być im wierni.

- To, że Polskę poświęcono w imię pragmatyzmu, trudno zderzyć z takimi słowami pochwały. A za największego pragmatyka wśród polityków tamtych czasów uchodził właśnie Winston Churchill.

- Mogę stwierdzić bez żadnej wątpliwości, że największym rozczarowaniem czasów wojny było dla mojego dziadka właśnie to, co stało się z Polską. Fakt, że po 5 latach okupacji niemieckiej staliście się ofiarą sowieckiego niewolnictwa. Kwestia niepodległości Polski była dla niego punktem honoru i sprawa ta bolała go do końca życia. Wasz kraj był dla niego symbolem jako pierwszy, który oparł się Hitlerowi. Atak na was był powodem przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny. Imperialne zapędy Stalina wobec Europy były jednak niemal pomijane przez prezydenta Roosevelta, nie tylko w Jałcie. Problemem była tu raczej postawa amerykańskiego prezydenta, który cenił swoje kontakty z Sowietami znacznie wyżej niż sojusz z Polską. Wyraźnie obawiał się obrazić jakimkolwiek gestem czy żądaniem swojego nowego "przyjaciela" marszałka Stalina. To tylko pogorszyło waszą powojenną sytuację. W liście z 26 sierpnia do mojego dziadka stwierdził, że nie uznaje za sensowne rozpoczynania jakiegokolwiek długotrwałego konfliktu z Sowietami i nie widzi powodu, żeby się do niego przyłączać. Bez amerykańskiego wsparcia Polacy byli skazani na porażkę. I samotną walkę z przeznaczeniem.

- Historycy i wielu Polaków pamiętają jednak Churchillowi coś, co można by nazwać cynizmem, a nie tylko pragmatyzmem politycznym.

- Miewał różne kontakty z Polakami. Zaledwie miesiąc po odcięciu się przez Roosevelta od jakichkolwiek zatargów ze Stalinem, także o Polskę, Churchill publicznie podkreślał heroizm i oddawał hołd Armii Krajowej, która przez dwa miesiące walczyła, chcąc samodzielnie wyrzucić Niemców z polskiej stolicy. Nie mieszałbym więc personalnych konfliktów z tymi czy innymi politykami do opinii o całym narodzie i waszej bohaterskiej walce. Prawdą jest niestety to, że mój przodek został postawiony w sytuacji bez wyjścia. Wykazał jednak dużą determinację, by poprawić sytuację Polski na tyle, na ile pozwalała na to rzeczywistość polityczna. Niewielu chce pamiętać, że właśnie brytyjski premier zaproponował Rooseveltowi, by zagrożono Rosji zawieszeniem dostaw w konwojach z pomocą zbrojeniową, dopóki Stalin nie zgodzi się na lądowania brytyjskich samolotów na rosyjskich lotniskach. Chodziło oczywiście o pomoc Powstaniu Warszawskiemu. Niestety, ze strony Roosevelta nie znalazł w tej sprawie zrozumienia.

Winston S. Churchill

Polityk Partii Konserwatywnej, wnuk premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla