Aleksandra Ślusarek: Polakom na pomoc

2010-09-16 21:00

Jeżeli politycy wysłuchają głosu społeczeństwa, nasi rodacy wrócą do ojczyzny - mówi Aleksandra Ślusarek

"Super Express": - Gratulujemy! Udało się zebrać 215 tys. 571 podpisów pod projektem ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego, deportowanych i zesłanych przez władze ZSRS. To jest ponad dwa razy więcej niż trzeba do złożenia projektu w Sejmie.

Aleksandra Ślusarek: - Gratulacje i podziękowania należą się zwykłym Polakom.

- Dlaczego funkcjonująca od 2000 r. ustawa o repatriacji powinna być zmieniona?

- Z prostego powodu - bo jest nieefektywna.

- Czemu naród musi się skrzykiwać? Czyż politycy nie mogli sami z siebie zmienić złej ustawy?

- Ależ ta ustawa była trzy razy nowelizowana! No i spójrzmy na efekty. Liczby mówią same za siebie: 2008 r. to osiemnaście zaproszeń dla Polaków ze Wschodu, 2009 r. osiem zaproszeń.

- Skąd ta nieudolność w Polsce?

- Stąd, że brak woli politycznej sięgał zenitu. Związek Repatriantów Rzeczpospolitej od początku mówił, że ustawę trzeba po prostu napisać jeszcze raz. Wysyłaliśmy listy do posłów, senatorów, marszałków Sejmu i Senatu, premiera i prezydenta. Żadnego odzewu. Na organizowanych przez nas konferencjach i zjazdach podpowiadaliśmy, jakie zmiany są potrzebne. Cóż z tego, gdy nie było do kogo mówić? Dwa razy pojawił się senator Maciej Klima z PiS, dwa razy przedstawiciel Marka Borowskiego z SdPL, raz poseł Jerzy Fedorowicz z PO, który po moim pełnym goryczy wystąpieniu powiedział, że jego treść przekaże premierowi. Oczywiście odpowiedź nie przyszła. Trzeba dodać, że nie dostajemy od nikogo wsparcia finansowego - działamy za swoje pieniądze. Stąd nawet wspomniane przez pana owo "skrzyknięcie narodu" - gdy okazało się, że politycy sami sobie nie radzą - nie było dla nas proste. Znalazł się tylko jeden człowiek wywodzący się ze świata polityki, który nas wysłuchał i zaczął działać - to śp. Maciej Płażyński, prezes finansowanej przez Senat "Wspólnoty Polskiej".

- Co trzeba zmienić we wciąż obowiązującej ustawie?

- Wszystko. Zacznijmy od nazwy. Potocznie mówi się ustawa repatriacyjna, ale to jest ustawa o powrocie osób deportowanych i zesłanych - wyrzuconych siłą, które często Polska zostawiła. To ich różni od Kresowiaków, którzy trwają tam, gdzie kiedyś była Polska, i są wierni ziemi, gdzie znajdują się groby ich rodzin. Dla nich mamy Karty Polaka. Ustawa jest niewydolna również dlatego, że biurokracja zawarta w rozporządzeniach wykonawczych jest nie do pokonania dla samorządów. Na przykład w 2001 r. kwota rezerwy celowej przeznaczonej na pomoc dla repatriantów wynosiła 39 mln zł, a wykorzystano z niej tylko 5 mln złotych. Samorządy, borykając się z własnymi problemami, nie chciały brać na swoje barki takich obowiązków. Często też wójtowie i burmistrzowie obawiali się reakcji lokalnej społeczności, która ma śladową wiedzę o naszej historii.

- Ma pani na myśli to, że Polacy prześladowani na Wschodzie za wierność polskości w Polsce są nazywani pogardliwie ruskimi?

- Niestety, nie jesteśmy narodem tolerancyjnym. Nawet wobec swoich.

- Tu chyba rzecz nie w nietolerancji, lecz w głupocie...

- Ludzie po prostu często nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Ale często też byłam świadkiem wielkości Polaków.

- Tylko dlaczego wszystko ma się opierać na samorządach, na zwykłych ludziach? Gdzie jest państwo?

- I to jest klucz do rozwiązania problemu! To nie samorządy mają odpowiadać za repatriację - mają za nią odpowiadać organa rządowe. Ma też być ona czasowa i kwotowa - w ciągu pięciu lat powinna się odbyć repatriacja wszystkich chętnych. 2700 osób czeka na repatriację prawie 10 lat, cały czas muszą odnawiać dokumenty - to też jest kosztowne. Jednocześnie mają przyrzeczenie wizy, więc wierzą, że niedługo wrócą do ojczyzny. Co robią? Niektórzy jadą np. do graniczącego z Polską obwodu kaliningradzkiego, aby tylko być bliżej ojczyzny. Tam już się tworzy trzecia wieś złożona z Polaków.

- W jakiej sytuacji materialnej są nasi rodacy po przyjeździe?

- Często żyją na granicy ubóstwa. W tym miejscu należy podziękować rodakom zza oceanu, którzy takim ludziom pomagają finansowo.

- Ale wielu Polaków, których patriotyzmu nikt nigdy nie poddał próbie i którym nikt nie zabrał domu, często pyta: czy nas na to stać?

- A ja zapytam przewrotnie: kto będzie kiedyś pracować na wasze emerytury, biorąc pod uwagę katastrofę demograficzną? Czy nie lepiej najpierw pomyśleć o ludziach, w których płynie polska krew i rośli w kulcie Polski, czy od razu mamy zapraszać przedstawicieli innych narodów?

Aleksandra Ślusarek

Prezes Związku Repatriantów RP