"Super Express": - Po co ratować strefę euro?
Aleksander Smolar: - Do niedawna, przed ujawnieniem błędów konstrukcyjnych euro, nikt prawie nie wątpił w wielkie korzyści wspólnej waluty. Konieczne reformy w Unii znów mogą z niej uczynić silną podstawę potęgi gospodarczej UE. Zresztą jej rozpad byłby niesłychanie kosztowny dla wszystkich państw członkowskich, przyczyniając się do głębokiej recesji i poważnego wzrostu bezrobocia. Nawet w silnych Niemczech. Bowiem nieuchronnie wzmocniona marka ograniczyłaby eksport, na którym opiera się potęga niemieckiej gospodarki. Długofalowo i tak osłabiona Europa straciłaby na znaczeniu w porównaniu z USA, Chinami, Indiami.
- Patrząc z dzisiejszej perspektywy, jaką przyszłość widzi pan przed Unią Europejską?
- Są trzy możliwe drogi. Pierwsza to wybór pogłębionej integracji politycznej, przy jednoczesnym narzucaniu rygorystycznych wymogów reformy finansów publicznych, uelastycznienia gospodarki, wzrostu jej konkurencyjności. Druga - dziś pod wpływem Berlina forsowana, to koncentracja uwagi na środkach dyscyplinujących, na doprowadzeniu do równowagi wewnętrznej w krajach PIIGS. Niebezpieczeństwa tej drogi polegają na tym, że Niemcy nie godzą się na drugi konieczny aspekt ratowania strefy euro, na odblokowanie możliwości rozwojowych tych państw. To druga możliwość rozwoju sytuacji w Unii - brnięcie w narzucanie rygorystycznych środków bez unijnych gwarancji rozwojowych.
- O jakich gwarancjach pan mówi?
- Chodzi o to, by Europejski Bank Centralny, prowadząc bardziej aktywną politykę pomagania krajom w sytuacji kryzysowej, bronił je np. przed atakami spekulacyjnymi. Drugim środkiem zaradczym są euroobligacje, które będą poręczeniem niejako całej Unii za każdy kraj z osobna. Wówczas do ataków spekulacyjnych na konkretny kraj nie dojdzie, bo nie będą one opłacalne.
- Tylko że Niemcy nie mają ochoty finansować europejskich "utracjuszy"?
- Istotnie, Berlin tego się obawia i gotowy jest ustąpić wtedy, gdy kraje te zostaną zreformowane. Reformy przyniosą jednak rezultaty dopiero w dłuższym okresie. Z drugiej strony świadomość przeprowadzanych reform od razu wpływa na opinię kraju, w tym na finansowe notowania. Odpowiedź na obecny kryzys powinna więc być dwuczęściowa. Same restrykcje prowadzą do narastającej nieufności wśród państw członkowskich, a nie odbudowania konkurencyjności. Nie łudźmy się, że my, Polacy, wyjdziemy z tego "cało". Szanse rozwoju naszej gospodarki są w dużym stopniu uzależnione od unijnej, przede wszystkim niemieckiej koniunktury.
- Załóżmy, że oba te warianty biorą w łeb. Co wtedy?
- Trzecią możliwą drogą dla Unii jest postępujący rozpad strefy euro. Najpierw odłączyłaby się zapewne Grecja, a za nią takie kraje, jak Portugalia, Irlandia, Hiszpania Argument na rzecz wyjścia z systemu euro jest znany: powrót do waluty narodowej pozwala na jej dewaluację, a więc wzrost konkurencyjności produkcji kraju na rynkach międzynarodowych. Tyle że koszty operacji byłyby ogromne: wzrost zadłużenia, trudności z zaciąganiem pożyczek
- Wspólnota Europejska funkcjonowała bez euro przez czterdzieści lat, a obecnie gospodarki krajów Europy Środkowo-Wschodniej, będąc poza strefą, też nieźle sobie radzą. Można żyć bez euro?
- Oczywiście, że można. Nie jest jednak pewne, czy Unii uda się powrócić do stanu sprzed 1999 roku. Do niedawna Europa rozszerzała się i integrowała w atmosferze wzajemnego zaufania, postępu i optymizmu. Dziś natomiast narasta wzajemna nieufność, wzrost narodowych animozji. Dalece nie jest pewne, iż proces rozkładu można zatrzymać na poziomie lat 90. Ideałem pierwszego pokolenia przywódców integrującej się Europy zachodniej była integracja polityczna. Przez długie lata była to utopia, a dziś powraca w świadomości wielu polityków jako konieczność! Aby ratować obecny poziom integracji, trzeba jej dalszego pogłębiania. Słowem, konieczna jest unia fiskalna. Wspólna waluta nie może funkcjonować bez wprowadzenia elementów wspólnej władzy politycznej. Tylko tak integracja przetrwa.
- Za cenę utraty suwerenności? Niezależna polityka fiskalna to istotny wyznacznik wolności politycznej.
- W świecie zglobalizowanym nastąpiła redefinicja suwerenności. Znaczy ona dziś coś innego niż w wieku XIX. Przecież wchodząc do Unii, godząc się na strefę Schengen, przyjmując warunek wejścia do strefy euro, akceptując prawa wypracowane dla całej Unii, przyjmowaliśmy idee, iż z innymi państwami będziemy dbali o wspólną suwerenność Unii w obliczu komplikującego się i bardzo niepewnego świata.
- Jest możliwa unia fiskalna wśród krajów o odmiennych potencjałach gospodarczych i będących w różnych fazach cyklu koniunkturalnego?
- To, że z czasem będzie dochodziło do spontanicznej harmonizacji zróżnicowanych gospodarek, okazało się złudzeniem. Idea unii fiskalnej ma służyć właśnie zmniejszaniu różnic, pogłębianiu integracji fiskalnej i gospodarczej Europy. Dość powszechne jest dziś przekonanie, iż Unia musi kontrolować przestrzeganie dyscypliny w finansach publicznych, w procesie przygotowywania budżetów krajów członkowskich, by nie dopuścić do powtórki z Grecji, do ogólnego kryzysu Unii.
Aleksander Smolar
Prezes Fundacji Batorego