"Super Express": - W ostatnim sondażu Homo Homini dla Polskiego Radia prawie 2/3 Polaków dobrze oceniło pracę prezydenta, jednak 40 proc. ankietowanych nie chciałoby, aby sprawował urząd przez kolejną kadencję. Jak to rozumieć?
Aleksander Kwaśniewski: - Obecne oceny są dobre. Dyskusje o reelekcji za cztery lata są tylko i wyłącznie rozważaniami teoretycznymi. Możemy mieć jeszcze dziesiątki takich sondaży z zupełnie różnymi wynikami.
- A jak pan ocenia pierwszy rok prezydenta Komorowskiego?
- Na czwórkę. Jednak prawdziwym testem będą kolejne lata, kiedy prawdopodobnie prezydent i rząd będą należeć do tej samej drużyny. Po wyborach parlamentarnych wymagania wobec rządzących będą dużo wyższe. Nie będzie już usprawiedliwienia dla żadnych wpadek czy braku decyzji i działań.
- Pan usprawiedliwia wpadki Komorowskiego?
- Wpadki zdarzały się. Jednakże prezydent zapewnił nam spokój w relacjach z rządem. Prowadził też realistyczną politykę w kontaktach ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Poza tym jest sympatycznym człowiekiem, który ma swój styl i osobowość.
- Nie trzeba być prezydentem, żeby mieć takie cechy.
- Komorowski jest swojski. A w byciu prezydentem chodzi o to, że on musi lubić ten urząd i ludzi, którzy odwzajemnią mu to sympatią i poparciem. Powinien integrować, a nie dezintegrować.
- O takiej integracji trudno jednak mówić choćby w momencie, kiedy przejmował władzę po katastrofie smoleńskiej. Opozycja zarzucała, że marszałek Komorowski nie poczekał nawet na oficjalne stwierdzenie zgonu prezydenta Kaczyńskiego...
- Niesłusznie. Tragedia była faktem i zgodnie z Konstytucją RP przejęcie obowiązków przez marszałka Sejmu następuje bez zwłoki.
- A wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu. Czy prezydent Komorowski poradził sobie z nimi?
- Nikt sobie z tym tak naprawdę nie poradził. Te wydarzenia były obiektywnie trudne, wywołały dużo emocji, które zresztą są ciągle podgrzewane przez PiS. Myślę, że po wyborach ten podział społeczeństwa jeszcze się powiększy, a rolą prezydenta będzie szukanie porozumienia, przynajmniej dla najważniejszych spraw dla Polski.
- A może próbą zjednoczenia Polaków wszystkich opcji było zaproszenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego na obrady Rady Bezpieczeństwa Narodowego?
- Prezydent pokazał, że potrafi działać ponad podziałami, nawet wbrew swoim sojusznikom. Zaproszenie gen. Jaruzelskiego uzasadniała również tematyka spotkania - stosunki z Rosją. Byłoby dobrze, żeby prezydent nadal konsultował swoją politykę z różnymi środowiskami. Powinien to robić nawet częściej niż raz do roku.
- Przyjmując sprawozdanie z działalności KRRiT, prezydent nie działał już ponad podziałami, ale zgodnie ze swoim interesem politycznym.
- Owszem, prezydent chciał utrzymać w Krajowej Radzie ludzi, których sam desygnował. Jednak wiara w to, że media mogą być odpolitycznione, jest naiwna. To, co można zrobić, to sprawić, aby ich upolitycznienie odbywało się w ramach jakichś jasnych i zrozumiałych dla wszystkich reguł. Być może wybór członków KRRiT należałoby całkowicie powierzyć prezydentowi, bez udziału parlamentu.
- Aby to osiągnąć, prezydent musiałby przeforsować odpowiednią zmianę w konstytucji.
- Tak. Wtedy media, nawet jeśli polityczne, byłyby prezydenckie, związane z jedną osobą, która ponosiłaby za ich stan pełną odpowiedzialność.
- A w polityce zagranicznej? Można odnieść wrażenie, że obietnica zniesienia wiz oraz zapowiedzi stacjonowania amerykańskich żołnierzy, m.in. w bazie w Łasku, to jedyne sukcesy prezydenta Komorowskiego w relacjach z USA.
- Obiektywnie rzecz biorąc, Polska traci swoje znaczenie dla Stanów Zjednoczonych. Doceniam jednak to, że prezydent Komorowski nawiązał te kontakty. Wydaje mi się, że Bronisław Komorowski jest dla Obamy pierwszym partnerem w tej części Europy. Pytanie, co z tego wyniknie.
- Zatem spotkania prezydentów Obamy i Komorowskiego nie były tylko na pokaz?
- Polityka w dużej mierze polega na takich spotkaniach.
- Stosunki z Rosją po Smoleńsku poprawiły się?
- Prezydent spotkał się kilka razy z Miedwiediewem i tyle. Czy zawarte kontakty okażą się korzystne - czas pokaże. Pamiętajmy, że Rosja jest przed wyborami prezydenckimi, które mogą zmienić układ sił. W sensie strategicznym w relacjach polsko-rosyjskich mamy regres i nie sądzę, żeby w najbliższym czasie udało się go przezwyciężyć.
- Na Wschodzie mamy jeszcze np. Białoruś i Ukrainę. Prezydent Komorowski dobrze realizuje politykę Partnerstwa Wschodniego?
- W kontekście Białorusi prezydent nie robi nic. Ale nie obwiniałbym go zanadto, bo nie ma odpowiednich instrumentów, a w dodatku w Europie nikt w tej chwili nie ma pomysłu, co dalej robić z Łukaszenką. Odnośnie Ukrainy - jeżeli udałoby się w czasie naszej prezydencji w UE sfinalizować umowę o wolnym handlu z tym państwem, uznałbym to za historyczny sukces.
- Ale są jeszcze kwestie polityczne. Dlaczego prezydent Komorowski nie komentuje procesu byłej premier Julii Tymoszenko?
- Komentarz wydało polskie MSZ i uznaję to za wspólne stanowisko naszych władz.
- Jeszcze jakieś sukcesy Bronisława Komorowskiego na arenie międzynarodowej?
- Dobrze, że doszło do pierwszego spotkania Polski, Niemiec i Francji w ramach Trójkąta Weimarskiego. Jednak przełomem będzie można to nazwać tylko wówczas, jeśli odbędą się kolejne spotkania, które uczynią z Polski nowy "motor europejski" i włączą nas do udziału w podejmowaniu strategicznych decyzji dla przyszłości Europy.
- Był to tylko rok dobrych chęci i budowy wizerunku?
- Powiedziałbym inaczej - to mocna rozgrzewka przed kolejnymi niełatwymi latami. Wszystko, co naprawdę trudne, przed prezydentem.
Aleksander Kwaśniewski
Prezydent RP w latach 1995-2005