– Jednak Nazarbajew uważany jest za lokalnego satrapę, krwawego dyktatora, więc demokratycznych wartości to raczej nie eksportował?
– W krajach Azji Centralnej ciężko jest mówić o demokracji w naszym, europejskim rozumieniu. W tym kontekście na pewno nie był to kraj, który wypełniałby reguły demokratyczne. Ale postęp tam dokonał się gigantyczny. W poziomie życia, wykształcenia, także jeśli chodzi o tożsamość kazachską. Ostatnia decyzja, że język kazachski będzie używał alfabetu łacińskiego, a nie cyrylicy, przejdzie do historii.
– Podobnie jak liczne ekstrawaganckie decyzje, jak przeniesienie stolicy do Astany, gdzie wiele osób zadaje sobie pytanie, czy było to potrzebne?
– To było potrzebne. Poprzednia stolica – Ałma Aty – znajdowała się bardzo na południu. A mamy do czynienia z krajem ogromnym, dziewiątym pod względem terytorium na świecie. Stąd przeniesienie stolicy od do centralnej części kraju było koniecznością. Tym bardziej, że w czasie, gdy prezydent Nazarbajew podejmował tę decyzję na północy kraju były bardzo silne nastroje separatystyczne wspierane przez Rosję. Stąd zasadna była decyzja o przeniesieniu stolicy do miasta, niegdyś nazywanego Celinogradem, potem Akmołą, wreszcie Astaną, które teraz będzie nazywać się Nursułtan.
– Jednak pod rządami Nazarbajewa ludzie znikali bez śladu. Na cześć dyktatora wznoszone były pomniki, nawet stolica nosić teraz będzie jego imię. Pan współpracował z Nazarbajewem. Czy współpraca ze wschodnimi watażkami, takimi jak Nazarbajew, czy Janukowycz na Ukrainie, nie jest obciążająca dla demokratycznych polityków?
– Proszę nie wrzucać do jednego worka tych polityków, bo to krzywdzące dla Nazarbajewa. Janukowycz to marny polityk, skorumpowany do cna. Nazarbajew to polityk wybitny. Świadczy o tym choćby to, jak lawirował między Putinem a Chinami. Natomiast z demokracją w tym regionie jest ten problem, że Kazachstan wychodzi ze wspólnoty plemiennej. Oczekiwanie, że szybko zostanie tam wprowadzona demokracja na wzór zachodni jest nieporozumieniem. Na to potrzeba kilku pokoleń.