"Super Express": - Wyrok rosyjskiego Sądu Najwyższego, który uznał za zgodne z prawem utajnienie materiałów śledztwa ws. Katynia, zaskoczył pana?
Aleksander Gurjanow: - Niczego innego raczej nie oczekiwaliśmy. Przed każdym posiedzeniem sądu, z różnymi aspektami kwestii Katynia szarpiemy się od kilku lat i zawsze jakaś iskierka nadziei się tli. Wiemy jednak, że w najbliższym czasie jesteśmy jednak skazani na porażkę. Jeśli się coś zmieni, to w skali kilku lat.
- Warto więc walczyć?
- Warto, choćby w imię własnego dobrego samopoczucia trzeba robić swoje.
- W sprawie Katynia z jednej strony mamy deklaracje najwyższych władz, że była to zbrodnia dokonana na rozkaz Stalina, z drugiej zaś nie możemy doczekać się jej prawnej kwalifikacji. Skąd ten dysonans?
- Na zewnątrz wygląda to na sprzeczność i opór resortów w rodzaju Głównej Prokuratury Wojskowej, które podważają stanowisko prezydenta. Nie wiemy, czy ta sprzeczność jest faktyczna czy urojona. Jeszcze w marcu ubiegłego roku wysłaliśmy list do prezydenta Miedwiediewa, zwracając uwagę na dysonans między tym, co mówi on sam i premier Putin, a tym, co słychać z ust przedstawicieli resortów. Możliwe, że uznanie prawne zbrodni katyńskiej jest dużo trudniejsze dla władz niż same deklaracje polityczne.
- Jak ważne są te deklaracje polityczne ws. Katynia?
- To bardzo pozytywny krok. I stanowisko Miedwiediewa i uchwała Dumy Państwowej jednoznacznie stwierdzają, że głównym sprawcą tej zbrodni jest Stalin i jego poplecznicy z biura politycznego. Szczególnie istotny jest tu głos Dumy, gdyż określa oficjalne stanowisko państwa rosyjskiego. Pamiętajmy, że przez długie lata władze zupełnie milczały na ten temat.
- Pojawiają się głosy, że Katyń jest dla Rosji bardziej sprawą z dziedziny polityki międzynarodowej niż wewnętrznym rozliczeniem się z dziedzictwem stalinizmu. Pan się zgadza z tą tezą?
- Niezupełnie. Cała ta sprawa przy okazji wypowiedzi najwyższych przedstawicieli władz była niezwykle nagłaśniana w samej Rosji. Wywołało to zresztą ostrą reakcję komunistów czy pogrobowców Stalina i było przyczynkiem do licznych dyskusji. Zresztą jakie były motywy tych działań, nie jest dla mnie szczególnie istotne. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że zostało to ogłoszone.
- Dla zwykłych Rosjan to był szok?
- Myślę, że wiele osób dowiedziało się, że Katyń miał w ogóle miejsce. Jeśli już ktoś coś wiedział, była to oficjalna wersja propagandy sowieckiej, która obciążała winą za tę zbrodnię Niemców. Trzeba jednak przyznać, że władza nawet o tej wersji historii niespecjalnie lubiła mówić, więc i świadomość w społeczeństwie jest niewielka. Uchwała Dumy czy wystąpienia prezydenta Miedwiediewa mają ogromną rolę w przełamaniu niewiedzy na ten temat.
- Na ile istotna dla Memoriału jest sprawa Katynia?
- Nam zależy przede wszystkim na dobrym funkcjonowaniu państwa rosyjskiego. Głównym celem naszych działań nie jest nawet poprawa stosunków z Polską i Polakami, ale egzekwowanie prawa w naszym kraju. Katyń to jaskrawy przykład bardziej ogólnej sytuacji, w której mamy dobre ustawodawstwo pogardzane jednak w sposób ostentacyjny przez rosyjskie organa państwowe. Chodzi więc po prostu o zmuszenie ich do przestrzegania własnych przepisów. Zdajemy sobie, oczywiście, sprawę, że mamy wielki dług wobec rodzin ofiar, które powinny przynajmniej otrzymać moralne zadośćuczynienie w postaci prawnego uznania ich zamordowanych bliskich za ofiary represji politycznych.
- 22 tys. polskich ofiar zbrodni katyńskiej to kropla w morzu Rosjan, którzy zginęli z rąk własnego państwa. Uznanie Katynia ułatwi walkę o ich pamięć?
- Oczywiście. Odmowę rozpatrywania wniosków o rehabilitację polskich jeńców rozstrzelanych w 1940 roku traktujemy jako zamach na cały proces rehabilitacji ofiar reżimu komunistycznego.
Aleksander Gurjanow
Członek rosyjskiego Stowarzyszenia "Memoriał"