Oświadczenie Mariusza Kamińskiego było krótkie i treściwe. Jak napisał koordynator służb specjalnych: - W związku z wydaną w dniu dzisiejszym uchwałą Sądu Najwyższego, uważam, że w świetle obowiązujących przepisów prawa, żaden Sąd, w tym Sąd Najwyższy nie ma uprawnień do oceny konstytucyjnych prerogatyw Prezydenta RP. Sąd Najwyższy wydając takie rozstrzygnięcie sam stawia się ponad prawem.
Paweł Mucha z Kancelarii Prezydenta na specjalnej konferencji prasowej mówił dziennikarzom: - Prawo łaski jest prerogatywą prezydenta i nie podlega żadnej kontroli. Nie ulega także wątpliwości, że Sąd Najwyższy nie może ingerować w sferę prerogatyw prezydenta.
Mucha i rzecznik prezydenta, Krzysztof Łapiński zwrócili uwagę, że prezydent miał prawo w oparciu o art. 139 konstytucji zastosować prawo łaski. Artykuł ten mówi, że "Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu". Jak tłumaczyli: - Uchwała SN nie ma należytej podstawy prawnej i nie może być podstawą ingerencji przez władzę sądowniczą w ten zakres określany jako bezpośrednia prerogatywa głowy państwa. Wszystkie działania ws. Mariusza Kamińskiego i innych ułaskawionych były na podstawie bezpośredniego stosowania konstytucji zgodnie z obowiązującym prawem (...) W naszym przekonaniu to postępowanie nie powinno się w ogóle toczyć. Kwestia podziału władz wskazuje, że w tym zakresie, w jakim coś jest prerogatywą prezydenta, to nie podlega kontroli innej władzy.
Na pytanie zadane przez dziennikarza nie znamy odpowiedzi:
I co teraz? Kamiński do kicia, prezydent przed Trybunał, Sąd Najwyższy w kamasze? Niezły galimatias.
— Michał Majewski (@MajewskiMichal) 31 maja 2017
Zobacz także: Sprawa Mariusza Kamińskiego. Sąd Najwyższy sprawdził, czy mógł zostać ułaskawiony