Słowa Lecha Kaczyńskiego o Antonim Macierewiczu mogą mocno zaboleć tych zwolenników tego drugiego, którzy są w niego wpatrzeni jak w obrazek. W samym PiS wypowiedź zmarłego pod Smoleńskiem prezydenta o Macierewiczu też może wywołać pewien dysonans, szczególnie po tym, jak Jarosław Kaczyński ponownie uczynił byłego ministra obrony narodowej twarzą spraw związanych z wyjaśnianiem, czy jak kto woli "wyjaśnianiem", katastrofy smoleńskiej. Prezes PiS w rocznicę tragicznego wydarzenia przyjął narrację Macierewicza i wprost mówił o "zamachu". Następnego dnia wystąpił już Antoni Macierewicz, który ponad godzinę prezentował swoje osobliwe teorie dotyczące wydarzeń pod Smoleńskiem. Niestety dla byłego szefa MON dziennikarz portalu Gazeta.pl Jacek Gądek przypomniał, co o Macierewiczu miał mówić Lech Kaczyński, gdy był urzędującym prezydentem. Sprawa dotyczyć miała odmowy publikacji aneksu do raportu z likwidacji WSI. Okazuje się, że cała historia jest nieco bardziej skomplikowana.
NIE PRZEGAP: Ktoś podszył się pod Putina i zadzwonił do Macierewicza! Niebywały skandal. Obok siedział Kaczyński!
- Antoni Macierewicz ma jedną przypadłość: nie odróżnia swoich interpretacji od faktów, a tez publicystycznych od twardych dowodów - tak miał powiedzieć Lech Kaczyński nieoficjalnie podczas rozmowy z Marcinem Dzierżanowskim w 2007 roku. W druku ukazała się jednak inna - nieco bardziej łagodna, choć nadal stawiająca Macierewicza w trudnej sytuacji - wypowiedź. Pisał o tym sam Dzierżanowski:
W wersji autoryzowanej, która ukazała się drukiem, użył bardziej oględnych słów: "Antoni Macierewicz czasami formułuje tezy zbyt daleko idące w stosunku do faktów, którymi dysponuje. Mówię mu to w twarz, więc mogę powtórzyć publicznie"