Czy dwa i pół roku czekania na pomoc endokrynologa w Ostrołęce to długo? Albo czy siedem miesięcy do diabetologa w Tarnowie, ponad pół roku do alergologa dla dzieci w Warszawie - to przesada? Agnieszka Pachciarz (39 l.), szefowa NFZ, wmawia pacjentom, że kolejki do specjalistów nie są długie. Kpina czy żart?
W tym roku miejsc do większości specjalistów już nie ma. Chyba że w prywatnych gabinetach. Przychodnie proponują chorym terminy odległe o kilka miesięcy albo i lat.
Na przykład w Nowym Sączu pacjenci z chorym sercem porady kardiologa mogą się doczekać w maju albo w czerwcu. O ile wcześniej nie trafią na oddział intensywnej terapii. W Tarnowie siedem miesięcy trzeba czekać do diabetologa, endokrynologa czy hematologa. Za 894 dni można dostać się do endokrynologa w Ostrołęce, za 286 dni - do okulisty w Toruniu. Taką wyliczankę można ciągnąć długo.
Szefowa NFZ nie widzi jednak problemu.
- Informacje o wielkich kolejkach są przesadzone - powiedziała w I programie publicznej telewizji. - Średnia kolejka jest krótsza. Czeka się kilka tygodni czy kilka miesięcy, ale są i placówki, gdzie z dnia na dzień można iść do lekarza - powiedziała w TVP.
Dodała też, że to pacjenci są sami sobie winni, bo zapisują się w kilku miejscach i mogą też "sprawdzić, w których placówkach są mniejsze kolejki".
Aż nie chce nam się wierzyć w to, co słyszymy. - Przecież idziemy do przychodni, bo nam coś dolega, potrzebujemy pomocy. My nie idziemy tam, bo chcemy się zapisać na wspaniałe wakacje - upomina panią prezes Adam Sandauer (63 l.), walczący przez lata o polepszenie losu pacjentów.