W spotkaniu w warszawskiej restauracji "Sowa i Przyjaciele" oprócz szefa NIK-u i b. wicepremier uczestniczyło dwóch urzędników z katowickiej delegatury NIK - Przemysław Witek i Paweł Miklis. Rozmowa - fragmenty ujawniła Telewizja Republika - odbyła się tuż przed objęciem przez Kwiatkowskiego urzędu. Obecny prezes był już wybrany przez Sejm na szefa NIK-u, ale jego kandydatura nie została jeszcze zatwierdzona przez Senat.
Politycy rozmawiali o obsadzie stanowisk w NIK. Jeden wątek dotyczy wyboru szefa rzeszowskiej delegatury Izby. Stanowisko objął Wiesław Motyka, miał mu w tym dopomóc b. prezes NIK Jacek Jezierski. Towarzystwo wyśmiewa się z tego, a Kwiatkowski i Bieńkowska kpią z tego, że ludzie tak wierzą NIK. - Wspaniała instytucja, gratuluję ci - słychać śmiech Bieńkowskiej. - Dobrze, że nikt się temu w szczegółach nie przygląda - odpowiada jej Kwiatkowski.
W innym fragmencie tematem rozmowy są nagrody dla urzędników NIK, o których obecni u "Sowy" dowiedzieli się z "Super Expressu". B. prezes Jacek Jezierski dostał 69 tys. zł. Przemysław Witek dodał inną informację - o nagrodzie miał donieść Paweł Biedziak (rzecznik NIK), który zataił jednocześnie, że sam otrzymał 65 tys. zł. Rzecznik NIK wydał wczoraj oświadczenie. - Każdego roku mam tyle samo nadgodzin co godzin pracy. Dostrzegają to moi przełożeni (.) ze wszystkich opcji politycznych - napisał.
Prokuratura wyjaśnia, czy prezes NIK zatrudniał osoby z politycznego polecenia. On sam dyplomatycznie zamilkł i przekazał swoje uprawnienia zastępcom, ale przychodzi do pracy. Czy to wystarczy w przypadku tej afery? Były szef NIK Janusz Wojciechowski (61 l.) nie jest tego pewien. - Na czele Izby powinna stać osoba czysta, poza wszelkimi podejrzeniami. Jak widzimy teraz, tak nie jest. Kwiatkowski powinien podjąć męską decyzję i zdecydować, czy trwać na stanowisku, czy też nie - mówi nam Wojciechowski.