Z tym pytaniem musiał się zmierzyć Krzysztof Kuśmierczyk, który był odpowiedzialny za ochronę firmy Amber Gold. - Było takie polecenie najpierw, żeby do kogoś wywieźć to złoto. Mówiono o jakimś Jacku - zeznawał.
Posłowie próbowali dociekać, kim jest Jacek i czy jest w jakikolwiek sposób powiązany z wizytami małżeństwa P. w gdańskim klasztorze dominikanów. - Pierwszy raz, jak prosili o podwiezienie do pana Jacka czy do tego klasztoru, to wysadziłem ich za prokuraturą. Oni poszli piechotą - mówił Kuśmierczyk. Nie potwierdził jednak hipotezy, jakoby złoto miało być ukryte u ojców. Nie jest tajemnicą, że Marcin i Katarzyna P. (32 l.) tak uwielbiali ten klasztor, że aż przekazali mu 1,5 mln zł darowizny. Szczególnym sentymentem darzyli o. Jacka Krzysztofowicza (48 l.). On z kolei przekonywał , że P. są ofiarami nagonki i ręczył za ich uczciwość. Wkrótce potem zrzucił zakonny habit - oficjalnie mówiono, że dla miłości. Jak donosiła "Gazeta Wyborcza", po wybuchu afer syndyk masy upadłościowej zażądał od dominikanów zwrotu pół miliona złotych.
A to nie koniec zaskakujących wydarzeń w komisji w tym tygodniu. Teściowa Marcina P. urządziła w Sejmie komedię, odmawiając składania zeznań przed komisją. Z kolei Małgorzata Wassermann zdradziła, że w aferze, w której 19 tys. Polaków straciło 850 mln, zawinił ktoś jeszcze. - Mogę powiedzieć, że bardzo duża wina jest po stronie służb specjalnych - mówiła ostatnio. Wczoraj komisja radziła, kogo będzie przesłuchiwać w dalszej kolejności.
Amber Gold: rzecznik też pokrzywdzony
Sprawa Amber Gold. Groteskowe przesłuchanie teściowej Marcina P.