Gdański kościół pw. św. Mikołaja to była ulubiona świątynia Marcina P. i jego żony Katarzyny (28 l.). Po jednym z wyroków poszli się tam pomodlić i dali na kościół 100 tys. zł. - Postanowiliśmy z Kasią, że to będzie nasze dziękczynienie za niski wyrok - tak opowiadał "Gazecie Wyborczej" Marcin P., kiedy jeszcze chodził na wolności. Później były kolejne darowizny. W sumie nawet 1,2 mln złotych. Co się stało z tymi pieniędzmi? Poszły na remont kościoła, na potrzeby zakonników? Nie wiadomo.
Ks. prof. Paweł Góralczyk (69 l.), kierownik Katedry Teologii Moralnej Fundamentalnej na Uniwersytecie kard. S. Wyszyńskiego w Warszawie, wie jednak jedno: te pieniądze trzeba zwrócić! - Pieniądze ofiarowane ojcom dominikanom nie były czystymi pieniędzmi. Zostały ukradzione. Dominikanie mając teraz świadomość, w jaki sposób te pieniądze zostały uzyskane, powinni je zwrócić. I koniec. W tej sprawie nie może być dyskusji - oświadczył ksiądz pallotyn.
Dominikanie nie chcą o sprawie rozmawiać. O. Jacek Krzysztofowicz (43 l.), którego małżeństwo P. uwielbiało, na dźwięk tytułu "Super Express" rozłączył się. O. Michał Mitka, przeor klasztoru, powiedział więcej. Usłyszeliśmy: "Nie rozmawiam w tej sprawie. Żadnych komentarzy" i rzucił słuchawką.
Pieniądze od Marcina P. to trudny temat dla zakonników. Ale np. nie dla Akson Studio, producenta filmu "Wałęsa" w reżyserii Andrzeja Wajdy (86 l.). Marcin P. sypnął im 3 mln zł. - My z tymi pieniędzmi nie chcemy mieć nic wspólnego - oświadczył honorowo Michał Kwieciński, szef Akson Studio.
Tymczasem sąd w Gdańsku ogłosił właśnie upadłość Amber Gold. Oznacza to, że klienci firmy mogą odzyskać swoje pieniądze dopiero za mniej więcej dwa lata. I w dodatku tylko ok. 25 proc. tego, co zainwestowali. Resztę ich pieniędzy Marcin P. może gdzieś schował, przejadł... Nie wiadomo. Wiadomo na pewno, że część porozdawał.