Sucha przyszłość
Jeszcze niedawno w głównym nurcie mediów można było przeczytać, że żadnych zmian klimatu nie ma, a nawet jeśli są, to fajnie, bo nad Odrą będzie można uprawiać pomarańcze. Dziś widać, jak jest naprawdę. Kryzys klimatyczny to nie mgliste zagrożenie z dalekiej przyszłości. Zmiany widać już teraz: w umierającej Odrze, na rozgrzanych ulicach miast, na bazarkach, gdzie coraz częściej brak całkiem zwyczajnych warzyw z polskich upraw.
Polska jest na tę zmianę kompletnie nieprzygotowana. Do wysychającej rzeki nie będzie można dalej wlewać tego samego syfu co zwykle. Przemysł nie będzie mógł dalej marnować wody. W gorącym, suchym klimacie nie ma już miejsca na rządowe fantazje o transporcie rzecznym. Jeśli nie powstrzymamy wysychania rzek, do środkowej Polski wodę będzie się wozić w beczkowozach. Ukochana przez część samorządów regulacja brzegów, wysuszanie bagien, wycinanie lasów, które poza wszystkim innym są też magazynami wody - to wszystko musi się skończyć.
Do tej nowej normalności musimy dostosować nasze miasta. Place wyłożone kostką Bauma, na których można latem usmażyć jajko - to był jeden z najgłupszych sposobów na wydanie unijnych pieniędzy. Teraz tę kostkę trzeba będzie zrywać. Samorządy będą musiały znaleźć pieniądze na sadzenie ulicznych drzew - na wzór miast Europy południowej.
Zmian wymaga też prawo pracy. Powinniśmy wprowadzić tam bardzo konkretne przepisy dotyczące maksymalnej temperatury. Do tej pory mało kto się tym przejmował, bo w Polsce to zimno stanowiło problem. Ale to się właśnie zmienia.
Ci, którzy zawalili w sprawie Odry, powinni ponieść konsekwencje. Ale czas zmierzyć się ze słoniem w pokoju, którego starannie omijamy wzrokiem. Polska będzie bardziej sucha, będzie cieplej, będą u nas występować inne gatunki zwierząt, będziemy hodować inne rośliny, w rzekach będzie mniej wody, będziemy żyć inaczej niż w XX wieku. To wyzwanie, na które trzeba w końcu odpowiedzieć, a nie chować głowę w coraz gorętszy piasek.