Przed laty mieliśmy w Polsce rozsądną ustawę o zapobieganiu narkomanii. Przyjęto ją jeszcze w czasach Polski Ludowej. Tamto prawo zakładało, że policja ma ważniejsze zadania, niż robić obławy na studenckich imprezach. Niestety, wzbudzanie paniki to bardzo skutecznie narzędzie zdobywania głosów. Dziś prawica straszy gejami, dwadzieścia lat temu straszyła marihuaną. Skutecznie. W 2000 r. prawo zostało zaostrzone. Panikę moralną nakręcił wtedy sztab wyborczy kandydata AWS na prezydenta. Na ironię zakrawał fakt, że – jak donosili dziennikarze – w sztabie Mariana Krzaklewskiego można było wtedy wyczuć ten sam zapach, który pod rządami PiS unosi się na korytarzach TVP. Zakłamania polska prawica nie nauczyła się wczoraj.
Z inicjatywy starszych kolegów Patryka Jakiego skopiowaliśmy więc archaiczne rozwiązania ze Stanów Zjednoczonych. Lekarze przestrzegali, że nowelizacja utrudni pomoc uzależnionym i uderzy, zupełnie bez sensu, w setki tysięcy osób. To, że narkomanii lepiej zapobiega edukacja niż więzienie, było oczywiste. Ale politycy nie chcieli słuchać ekspertów. Sejm przyjął prawo, które w praktyce służyło interesom mafii.
W 2000 r. organizowałem protest przeciwko nowej ustawie. Było to bardzo pouczające doświadczenie. Pamiętam, jak niewielu posłów miało wtedy odwagę powiedzieć głośno, że prawo, które przyjmują, jest głupie. Jedni uwierzyli w prawicową histerię. Inni zagłosowali tak, jak im AWS zagrał, bo nie chcieli się narazić. Do nielicznych odważnych polityczek należała Izabela Jaruga-Nowacka. Ostrzegała przed wysypem przypadków takich jak sprawa Filipa J. Czas przyznał jej rację.
Wsadzanie do więzienia za trawkę miało zlikwidować problem narkomanii. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Pozostały za to głupie przepisy i tysiące ludzi, którym zafundowano wpis do akt: „przestępca”.
Państwo powinno przeciwdziałać uzależnieniom. Kraje, które robią to skutecznie, zajmują się jednak redukcją szkód, a nie ściganiem za skręta w kieszeni. Powinniśmy w końcu wziąć z nich przykład.