Mija właśnie rocznica śmierci Okrzei. 115 lat temu carat powiesił na szubienicy dziewiętnastoletniego bojowca Polskiej Partii Socjalistycznej. Jego historia przypomina, kto w pierwszych latach dwudziestego wieku bił się o niepodległość. Trudno było znaleźć w tym gronie bogatych ziemian, kler czy właścicieli fabryk. Czynem niepodległościowym niespecjalnie interesowali się ci, którzy w spokoju gromadzili majątki. Wśród prawicowych elit, o czym rzadko się teraz wspomina, powszechna była służalczość wobec zaborcy. Tak zwani "narodowcy" wdzięczyli się grzecznie do cara. Czynną walkę, z bronią w ręku, prowadziła tylko grupa robotników i zbiedniałych inteligentów z PPS. Bunt przeciwko zaborcy splatał się z buntem przeciwko niesprawiedliwościom nadwiślańskiego kapitalizmu. Wielu z nich gorzko tych niesprawiedliwości doświadczyło. Okrzeja, chłopak z robotniczej Pragi, musiał zrezygnować z nauki, żeby utrzymać rodzinę. Dołączył do socjalistów, aby walczyć o Polskę niepodległą i wolną od wyzysku.
Dziś, gdy historię zawłaszcza sobie prawica, warto przypomnieć, że do pierwszej konfrontacji z rosyjskim wojskiem doszło właśnie pod sztandarami Polskiej Partii Socjalistycznej. Na placu Grzybowskim, w listopadzie 1904 roku, bojowcy PPS, wśród nich Okrzeja, odpowiedzieli zbrojnie na trwająca od lat przemoc. Carat dostał jasny sygnał, że prześladowcy nie będą bezkarni. Dzięki odwadze i determinacji socjalistów na ulicach polskich miast, pod czerwonymi sztandarami, zaczęli demonstrować robotnicy. Te wystąpienia utorowały drogę ku wolnej Polsce.
Historia walki o niepodległość to właśnie ich historia. I jakby się prawica nie starała, nie da się ich z tej historii wygumkować.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj