Adrian Zandberg

i

Autor: Marcin Wziontek / SE

Adrian Zandberg o sytuacji kierowców warszawskich autobusów: Samorząd, outsourcing, odpowiedzialność

2020-07-25 7:30

Przed wyborami media żyły wypadkami miejskich autobusów w Warszawie. W tle pojawiły się narkotyki. W rządowej telewizji leciał pasek za paskiem, Rafał Trzaskowski gęsto się tłumaczył, warszawskimi autobusami przez chwilę żyła cała Polska. A potem, jak to zwykle bywa, sprawa znikła w tle. Skończyły się wybory.

Szkoda, bo niestety prawdziwy problem przeszedł bokiem. Nie są nim ani amfetamina, ani wybory, ani nawet Trzaskowski. Sedno sprawy to outsourcing, który od lat toczy polskie samorządy. Miasta chętnie powierzają swoje zadania prywatnym firmom – zazwyczaj tym, które chcą za to najmniej pieniędzy. Dla lokalnych polityków to wygodne. Mają kłopot z głowy, a sami mogą się zająć uśmiechaniem do kamer. Tyle tylko, że wraz z pozbyciem się odpowiedzialności władze tracą też kontrolę. Podstawowym motorem działania wykonawcy nie jest zapewnienie bezpieczeństwa czy dobrego poziomu usług. Jest nim zysk.

PRZECZYTAJ KONIECZNIE: Czy wyjazd na wakacje jest bezpieczny? Gdzie jechać na urlop? - ekspert odpowiada na wątpliwości

Taką historię mogliśmy obejrzeć w Warszawie. W kwietniu, po wejściu w życie antypracowniczej tarczy Morawieckiego, Arriva – firma, która organizuje dla miasta przejazdy autobusowe – postanowiła wykorzystać okazję. Firma obcięła pensje kierowcom i wydłużyła czas pracy. Wiem o tym, bo pracownicy poprosili o pomoc partię Razem. Wspólnie z posłanką Biejat interweniowaliśmy w ich obronie w ratuszu. Ostrzegaliśmy, że zmuszanie kierowców do wydłużonej pracy to igranie z bezpieczeństwem pasażerów.

Odpowiedź przyszła po wielu tygodniach. Okazało się, że firma nawet nie poinformowała miasta o tych działaniach. Co na to ratusz? Nie przejął się tym specjalnie. Władze stwierdziły, że zmiany w wynagrodzeniach i czasie pracy kierowców miejskich autobusów to nie ich sprawa.

Zanim przyszła odpowiedź, doszło do głośnych wypadków. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać kogoś, kto wsiada za kółko po środkach pobudzających. Ktoś, kto tak postępuje, jest pozbawiony wyobraźni i skrajnie nieodpowiedzialny. Ale trudno nie uznać też za odpowiedzialnych tych, którzy nie przewidzieli konsekwencji „oszczędności”.

Dziś, po paru miesiącach od czasu, kiedy alarmowaliśmy o tej sprawie, miasto chce zorganizować kontrole na obecność narkotyków u kierowców. Jeśli władze uważają, że w ten sposób problem został rozwiązany, to same się oszukują. Kierowcy nie staną się mniej przepracowani, nawet jeśli ratusz robiłby im testy narkotykowe co tydzień. Rozwiązanie to wzięcie przez samorząd realnej odpowiedzialności za komunikację publiczną. Koniec outsourcingu. Ale by to zrobić, niestety, nie mają odwagi ani Rafał Trzaskowski, ani większość samorządowców w Polsce.