Adrian Zandberg: Kieszeń nauczyciela, kieszeń rodzica

Dziś pod Ministerstwem Edukacji staną tysiące nauczycieli. Są wkurzeni, bo ministerstwo znowu wystawiło ich do wiatru. Były obietnice, miały być poważne podwyżki, a skończyło się na obraźliwych, groszowych sumach.

Młoda nauczycielka dostaje niewiele ponad płacę minimalną. A i to pod warunkiem, że uda się znaleźć pracę na cały etat. Wiele nauczycielek musi pracować w dwóch, trzech, czasem nawet czterech szkołach, w każdej na cząstkę etatu. Tylko tak da się uciułać pieniądze na przeżycie. Za sumę, którą oferuje minister Zalewska, w dużym mieście nie sposób wynająć mieszkania i się utrzymać.

PiS non stop trąbi o patriotyzmie i polskości. Kto ma przekazać dzieciom polską kulturę? Nauczyciel, którego nie stać na bilet do teatru? Nauczycielka, dla której kupienie książki czy podróż do innego miasta to luksus? Marne pensje kończą się - jak w całej budżetówce - ucieczką z zawodu. Tracimy dobrych nauczycieli, których po prostu nie stać na życie w wiecznej niestabilności, na granicy przetrwania. Efekt? Nawet kiedy ministerstwo ma sensowne pomysły, nie jest w stanie ich zrealizować. Nie tak dawno zapowiadano, że szkoła nauczy dzieci programowania. Tylko jaki programista przyjdzie do pracy za pieniądze, które oferuje minister Zalewska? Skończyło się oczywiście na niczym.

Zalewska mówi nauczycielom: rząd nie ma pieniędzy. Nie brzmi to wiarygodnie. W tym samym czasie premier rozdaje kolejne ulgi podatkowe biznesmenom. Na to pieniądze dziwnym trafem są. PiS zapowiedział też, że jeszcze więcej pieniędzy pójdzie na armię - chociaż już dziś jesteśmy prymusem w NATO. Czy naprawdę Polska powinna oszczędzać na szkołach, żeby wydać te pieniądze na zabawki dla chłopców z obrony terytorialnej?

Nauczyciele wychodzą na ulice, bo chcą realnych podwyżek. Jestem przekonany, że te podwyżki po prostu im się należą. Ale wieczne oszczędzanie na edukacji odbija się nie tylko na nauczycielach. Im mniej pieniędzy ma publiczna szkoła, tym więcej rodzice muszą wydać z własnej kieszeni. To oni mają kupić dodatkowe materiały, zapłacić za podręczniki, za ćwiczenia, za wycieczki, brać udział w niekończących się zrzutkach. A jeśli rodziny na to nie stać , dzieci mają jeszcze bardziej pod górkę.

Polskie dzieci zasługują na porządną, naprawdę bezpłatną edukację. Na dobrze wynagradzanych, wykształconych nauczycieli. 300 zł wyprawki raz do roku nie wystarczy. Niestety, Anna Zalewska najwyraźniej tego nie rozumie.