Co jest nie tak z ZUSem?
Grzegorz Schetyna oburzył się na rząd za „największą w historii podwyżkę ZUS dla przedsiębiorców”. Politycy Platformy piszą o „łupieniu” biznesu. Wtórują im liberalni dziennikarze. Czytam, że „Kaczyński podwyższa składki, żeby opłacić rozbuchane programy socjalne”. Co bardziej wzmożeni zwolennicy PO prorokują, że podwyżka ZUS-u obali rząd.
Jest tylko jeden kłopot: ta zmiana jest automatyczna. Rząd nie ustala składek na podstawie widzimisię. Mechanizm działa od dwudziestu lat, opisuje go ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych. Wysokość składki oblicza się na podstawie przeciętnego wynagrodzenia. Jeśli wynagrodzenia rosną, to rośnie też składka. Ot, i cała tajemnica. Sam Grzegorz Schetyna głosował zresztą za tą ustawą - kto nie wierzy, może sprawdzić w archiwum Sejmu. Czy przewodniczący PO, który dziś oburza się na zmianę składki, nie wiedział nad czym głosuje? A może głosował, ale się nie cieszył?
Czy to znaczy, że wszystko jest w porządku? Nie. Składki dla samozatrudnionych są niesprawiedliwe. To rozwiązanie jak z mokrych snów Korwina. Nieważne, czy zarobiłeś 500 złotych, czy 500 tysięcy - odprowadzasz co miesiąc tę samą kwotę. Tracą ci samozatrudnieni, którzy ledwo wiążą koniec z końcem. Ale są też wygrani: to bogaci przedsiębiorcy. Dla kogoś, kto zarabia dwa-trzy miliony złotych rocznie, obowiązkowa składka to tyle, co splunąć. W uczciwym systemie obciążenia powinny oczywiście rosnąć wraz z dochodami. W Polsce mamy Janosika na opak: państwo ściąga pieniądze od biedaków, żeby dać ulgę milionerom.
Ten system to relikt z epoki AWS i Unii Wolności. Opiera się na kłamstwie. Państwo udaje, że pan Kazik, który jeździ rozklekotanym busikiem albo naprawia pralki, to taki sam przedsiębiorca, jak właściciel wielkiej firmy. To fikcja, która szkodzi olbrzymiej części samozatrudnionych. Na miejsce tego archaicznego potworka powinniśmy wprowadzić progresywne podatki i składki. Wtedy można będzie obniżyć obciążenia dla niezamożnej większości.
Skąd to wiem? Bo wyliczenia leżą w ministerstwie finansów. Urzędnicy od lat alarmują, że polski system podatkowo-składkowy to absurd. Na początku tej kadencji rząd Beaty Szydło robił nawet przymiarki do zmian. Niestety, wtedy na scenie pojawił się pewien milioner. Sprawnie omotał Kaczyńskiego i zrobił to, co jest w interesie wszystkich milionerów - zablokował reformę. To dzięki niemu maluchy mają ciężej, a bogaci utrzymali swoje przywileje.
Ten milioner nazywa się Mateusz Morawiecki. W sprawie składek naprawdę jest za co bić w PiS. Dziwnym trafem o tym jednak Grzegorz Schetyna nie mówi.