„Super Express”: – Jak ocenia pan propozycje Jarosława Kaczyńskiego?
Adam Szejnfeld: – Jestem rozczarowany, choć nie powinienem mieć podstaw do optymizmu. PiS w ostatnich latach budował swój image na katastrofie smoleńskiej, nie prezentując wyborcom alternatywnego programu wobec Platformy.
– Zatem wyszedł i zaprezentował...
– Ale to nie jest żaden program! Usłyszeliśmy polityczne wystąpienie wyborcze, choć wybory są dopiero za
3 lata. Część to powtórzenie wcześniejszych propozycji PiS, krytykowanych przez ekspertów. Część jest nowa, ale nie jest konstruktywną ofertą rozwiązania problemów, tylko zwykłą negacją. Jak w przypadku emerytur. Najbardziej rozczarowały mnie jednak propozycje gospodarczo-społeczne.
– Dlaczego?
– Większość z nich jest nie do zrealizowania z przyczyn prawnych bądź finansowych. Są na dużym poziomie abstrakcji. Prezes Kaczyński miał do niedzieli szansę zaprezentować się jako mąż stanu reprezentujący opozycję i jej program. Zaprezentował się jednak jak przeciętny polityk, który puszcza fajerwerki, licząc, że ludziom spodoba się tani populizm. To reakcja na pierwszy rzut ucha, ale jeszcze poddajemy to analizie.
– Skoro potępiacie to w czambuł już na starcie, to co premier Tusk i – jak słyszę – pan chcecie jeszcze tu analizować?
– Analizujemy, by odnieść się do tego w sposób pogłębiony. Ludzie odpowiedzialni powinni jednak kilka dni spędzić nad takimi propozycjami, by wskazać przyczyny błędnego bądź nierealnego myślenia. Każdy plan działania, także prezesa PiS, powinien prezentować trzy elementy: analizę stanu obecnego, propozycje zmian oraz finansowania tych zmian. Nie ma innej metodologii. Tu mamy zaledwie jeden element: zmiany. Jak w tej sytuacji można ten pseudoprogram traktować poważnie?
– Podatek obrotowy nie ma szans?
– Nie. Funkcjonariusz publiczny, tym bardziej były premier, powinien prezentować obywatelom propozycje możliwe do zrealizowania. Wprowadzenie do polskiego systemu podatkowego abstrakcyjnego, nieistniejącego podatku obrotowego byłoby trudne, a nawet niemożliwe.
– Skoro tak, to jako obywatel posiadający nieruchomość mam nadzieję usłyszeć od pana jako posła PO deklarację, że nie wprowadzicie podatku katastralnego, gdyż jest „nieistniejący w naszym systemie”.
– Nie planujemy wprowadzenia podatku katastralnego. I w tym przypadku nie o samą nowość chodzi. Na początku przemian zastąpiliśmy wcześniejszy system z podatkiem obrotowym systemem z podatkiem dochodowym i VAT. Nie można wybiórczo wprowadzać elementu ze starego systemu bez korekty całości nowego. Wadą jest to, że jest zapewne niekonstytucyjny. Prezes PiS proponuje odrębny podatek, ale dla wybranych, bo nie dla wszystkich sklepów!
– Pamiętam, że wykazywanie przez koncerny zysków bliskich zera przeszkadzało w swoim czasie także posłom PO.
– I nie podoba się, ale przecież podatek od obrotów nieprzypadkowo został w większości państw zastąpiony podatkiem od dochodów. Blokował rozwój i był niesprawiedliwy. Ktoś, kto był premierem, powinien pamiętać, że zmiany podatków to zmiany systemowe. Nie można czegoś zmieniać dlatego, że ktoś ma akurat taki humor w danym dniu. Podobnie z połączeniem PIT i CIT. Przecież to podatki fundamentalnie różne. Choćby to, że jeden jest liniowy, a drugi progresywny. To łączenie wody i ognia. Zresztą na razie to mowa-trawa. Nie słyszałem, że można wejść na stronę PiS i przeczytać choćby projekt tej ustawy.
– Słuchając prezesa PiS, miałem nadzieję, że są jednak jakieś rzeczy, które rząd i opozycja mogą zrobić razem. Może gimnazja?
– Każda propozycja poprawiająca edukację jest godna rozważenia. Tyle że merytoryczna, a nie polityczna! W edukacji skutek każdej zmiany widzimy dopiero po latach. Nie powinniśmy zatem, ot tak, wyrzucać do kosza czegoś, co ktoś inny wprowadził w życie. Warto to korygować i poprawiać. Przecież obecny rząd skorygował już system oświaty, zwłaszcza w kwestii największego błędu, jakim była rezygnacja z kształcenia zawodowego.
– W takim razie może OFE? Kaczyński chce, by Polacy mieli możliwość wyboru: OFE lub ZUS. Wiadomo, minister Rostowski najchętniej by OFE zlikwidował...
– To także delikatna kwestia, której skutki widać po latach. Propozycja PiS zakłada dobrowolność wyboru przy składce. To bez sensu. Wszystko powinien robić ZUS i w ogóle powinniśmy zrezygnować z OFE, albo składka powinna być jednak dzielona. Pamiętajmy, że także tym rząd już się zajmował. Zmniejszyliśmy prowizje, część składek lokowaną w sposób prosty i bezpieczny przeniesiono do ZUS. OFE zajmują się lokatami, które mają przynieść większy zysk. Taki wolny wybór zakończyłby się zapewne bankructwem OFE, a więc części systemu, który działa już jakiś czas.
Adam Szejnfeld
Poseł PO, były wiceminister gospodarki