Adam Szejnfeld

i

Autor: archiwum se.pl

Adam Szejnfeld: Będzie bolało

2013-01-23 3:00

Czy borykające się z problemami linie lotnicze LOT warto jeszcze ratować?

"Super Express": - Czy jest sens utrzymywać LOT przez państwo? Nie kosztuje to nas zbyt wiele?

Adam Szejnfeld: - O istnieniu każdej firmy powinny rozstrzygać wyłącznie zasady rynkowe. Polityka i poglądy oderwane od ekonomiczno-gospodarczej rzeczywistosci nie powinny w zasadzie mieć tu znaczenia. Czasem jednak warunkowo warto pomóc niektórym przedsiębiorstwom, nieważne, czy są to firmy z udziałem Skarbu Państwa, czy nie, jeśli są istotne dla polskiej gospodarki.

- LOT jest w stanie przedstawić strategię naprawy?

- Jeśli byłaby co do tego wątpliwość, to sprawę należy zostawić do załatwienia rynkowi. Ale jeśli taka nowa strategia byłaby wiarygodna, warto ją rozważyć.

- W grudniu 2012 LOT otrzymał 400 mln zł pomocy. Dostanie jeszcze więcej, jeśli KE na taką pomoc się zgodzi.

- Te 400 mln nazwałbym pomocą "pomostową". Taka kwota nie ma szans rozwiązać problemów spółki. Jest udzielona w formie zwrotnej pożyczki na czas restrukturyzacji i modernizacji strategii firmy. Najpierw musi powstać właściwa strategia, potem KE musi zgodzić się na pomoc z budżetu, i dopiero na samym końcu trzeba będzie podjąć decyzję o ewentualnym ostatecznym wsparciu bądź o niepodejmowaniu takowego.

- Mówi się o przeniesieniu majątku LOT do Eurolotu. Restrukturyzacja przez upadłość?

- Eurolot nie jest nową spółką. Kiedy powstała pojawiły się wątpliwości, czy nie będzie to naturalna konkurencja dla LOT, a przede wszystkim, czy zasadniczo dedykowany mu rynek krajowy będzie wystarczająco chłonny.

- Ale co z ewentualnym przeniesieniem majątku między spółkami.

- Nie chciałbym, aby państwo podejmowało działania, które stałyby w sprzeczności z zasadami etyki wolnego rynku. Bywa, że zasadnicze aktywa przesuwa się do spółki zależnej, zaczyna się ją wspierać i rozwijać, a działalność spółki matki wygasza czy poddaje upadłości. To są działania i owszem zgodne z prawem, ale zawsze pozostawiają pewien niesmak.

- To oznaczałoby upadłość PLL LOT?

- W tym wariancie sądzę, iż los byłby w zasadzie przesądzony. Takie rozwiązanie może być brane pod uwagę, ale sądzę, iż jako ostateczność.

- Nie jest za późno na ratunek?

- Nigdy nie jest za późno, jeśli się wie, co zrobić, ma odpowiedni potencjał intelektualny i kapitałowy oraz determinację pokonania barier. Nie jestem zwolennikiem ratowania firm za wszelką cenę. Jest szansa, ale wiele warunków musi być spełnionych. Skuteczna restrukturyzacja zapewne musiałaby być bardzo bolesna i dla firmy, i dla jej pracowników.

- Jakie to warunki?

- Będzie musiała objąć zarówno zakres działalność firmy, jak i wszystkie sprawy związane z organizacją pracy i zatrudnieniem. Trzeba będzie też zapewne otworzyć się na inwestora zewnętrznego. Uważam, iż najlepiej strategicznego, a nie rozproszony kapitał. Konieczne są bowiem "męskie" decyzje zarządcze, a nie miękkie zaklejanie dziur pieniędzmi z rynku.

- Główne przyczyny problemów PLL LOT?

- Przyczyny zewnętrzne to oczywiście kryzys, wzrost cen paliw, kosztów lotniskowych oraz konkurencja tanich linii lotniczych. Przyczyny po stronie spółki to brak właściwych i wyprzedzających reakcji władz spółki na zmieniające się warunki makroekonomiczne, niewystarczający park samolotów oraz roszczenia załogi odbiegające od sytuacji rynkowej spółki. Bardzo często zresztą w polskiej rzeczywistości, mam tu na myśli większosć spółek, a nie tylko LOT, działalność związków zawodowych przybiera obraz podcinania gałęzi, na której się siedzi. Być może nie byłoby tych problemów także, gdyby LOT nie był traktowany politycznie, jako przewoźnik narodowy, a nie zwykła firma, jedna z wielu.

Adam Szejnfeld

PO, były wiceminister gospodarki