Adam Sandauer: To łamanie konstytucji

2012-11-29 3:00

Zmora polskiej służby zdrowia - brak przyjęć w szpitalach i astronomiczne kolejki do lekarzy specjalistów oczami Adama Sandauera.

"Super Express": - Mniej więcej co miesiąc wybucha wielka debata na temat stanu służby zdrowia...

Adam Sandauer: - Zauważył pan, że najczęściej rozmawiamy o tych samych problemach?

- Tak. Na przykład zbliżający się koniec roku to od lat ziejąca pustka w kasach szpitali, które wstrzymują przyjęcia i zabiegi, bo wcześniej wydały już zakontraktowane pieniądze. Nowa świecka tradycja?

- Proszę zwrócić uwagę, że konstytucja gwarantuje każdemu równy dostęp do opieki medycznej finansowanej ze środków publicznych. I tym, którzy chorują w styczniu, i tym, którzy chorują w grudniu. Sytuacja, w której nie można się leczyć pod koniec roku, bo brakuje pieniędzy, jest naruszeniem konstytucji.

- Nikt odpowiedzialny za służbę zdrowia nie wydaje się tym jednak przejmować.

- I nie zauważa, że państwo nie działa w cyklach rocznych i 1 stycznia jest początkiem czegoś nowego. Zakładanie planów zamykających się w widełkach styczeń-grudzień jest sztucznym administracyjnym tworem. Ludzie nie chorują w danym okresie rozliczeniowym, ale wtedy gdy choroba ich dopada.

- Niestety służba zdrowia jest finansowana z uchwalanego w perspektywie rocznej budżetu, więc trudno się z tego myślenia wyzwolić.

- Jednak w perspektywie rocznej można rozpatrywać sianie ziemniaków, ich zbiór i sprzedaż, a nie np. realizowanie wielkiej inwestycji, której nie da się w danym roku zbudować i oczekiwać w tym czasie krociowych zysków. Podobnie jest ze służbą zdrowia. To ciągły projekt.

- Projekt, zdaniem szefowej NFZ, torpedowany przez dyrektorów szpitali, którzy źle planują działalność szpitala i którzy zbyt często hospitalizują pacjentów, którzy równie dobrze mogliby leczyć się np. w przychodniach.

- Oczywiście, część tych pacjentów mogłaby mieć zrobione niektóre badania przez lekarza rodzinnego, a nie szpital.

- W czym więc problem?

- W Polsce jest tradycja wysyłania ludzi na badania do szpitala i to on za nie płaci. Lekarz rodzinny dostaje na pacjenta, powiedzmy, 8-9 zł i jeżeli tych pieniędzy nie wyda, zostają one w kieszeni lekarza. Jeżeli zaoszczędzi na profilaktyce i diagnostyce, to może całkiem nieźle zarobić. Dlatego uważam, że jeżeli lekarz na rzeczoną profilaktykę i diagnostykę nie wyda przyznanych mu funduszy, powinien je zwracać, a nie zatrzymywać.

- Rozumiem, że pani Pachciarz dostrzega problem, ale nie jego źródło?

- Tak, dlatego powinna doprowadzić do tego, żeby lekarze rodzinni zaczęli normalnie działać. Oczywiście, każdy jest zadowolony - szpital, bo robiąc badania, hospitalizuje pacjenta i może więcej wyciągnąć z NFZ; lekarz, bo nie płaci za badania, a pacjent, ponieważ został zbadany. Problem polega jednak na tym, że w systemie nie ma pieniędzy.

- Wiele się ostatnio mówi także o niekończących się kolejkach do lekarzy specjalistów. W niektórych miejscach zapisy prowadzone są nawet na 2019 rok.

- Proszę zwrócić uwagę, że przez to znaczna część pacjentów łamie się i idzie prywatnie do specjalisty i płaci mu za wizytę. Jest to na rękę wielu lekarzom, którzy poza etatem w państwowej placówce dorabiają jeszcze na kilku, najczęściej prywatnych. Zależy im więc w pewnym sensie na tym, żeby pacjent był źle obsługiwany państwowo, aby dodatkowo zarobić w prywatnym gabinecie.

- Sabotaż lekarzy na etatach państwowych?

- Można by tak to nazwać. Ale czy ktoś to może naprawić? Przecież większość osób, które pełnią dziś funkcje zarządzające służbą zdrowia, to ludzie, którzy trafili tam ze służby zdrowia właśnie i kiedy skończy się ich kadencja, wrócą do tego środowiska. Dlatego swoimi decyzjami nie chcą się narazić na ostracyzm kolegów.

- Z tego biorą się problemy polskiej służby zdrowia?

- Kraje NATO przyjęły zasadę, że ministrem obrony narodowej jest cywil, a nie żołnierz, bo ten może mieć inne interesy niż państwo. Uważam, że nad systemem ochrony zdrowia nie powinni czuwać lekarze, którzy mają interesy korporacyjne, ale administratorzy. Może dzięki temu coś by w służbie zdrowia drgnęło i następnym razem, kiedy będziemy rozmawiać, nie będziemy musieli bulwersować się tymi samymi sprawami co zawsze.

Adam Sandauer

Honorowy przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum non nocere"