"Super Express": - Był pan zaskoczony decyzją papieża o abdykacji?
Adam Krzemiński: - Moment jej ogłoszenia był zaskoczeniem, ale sama decyzja już nie. W książce Petera Seewalda wydanej dwa lata temu zapowiadał już taką możliwość. Można się tylko zastanawiać nad powodami jego decyzji. Jeden z nich to na pewno poczucie, że opuszczają go siły fizyczne i psychiczne. Drugim może być rozczarowanie sytuacją Kościoła. Być może stwierdził, że ona go przerasta.
- Jakie sprawy mogą przerastać tak wybitnego intelektualistę?
- Sprawy praktyczne: nietrzymanie się przez ludzi scholastycznej moralności seksualnej, głoszonej przez Kościół.Skandale związane z molestowaniem uczniów w instytucjach kościelnych. Spadek liczby powołań. Celibat... Masowe odchodzenie wiernych od Kościoła w Europie Zachodniej. W Niemczech w ciągu kilkunastu lat prawie trzy miliony katolików formalnie wystąpiło z Kościoła. Powroty to dziesiątki tysięcy. Po samej aferze pedofilskiej w berlińskim kolegium katolickim w ciągu jednego roku ubyło 200 tys. wiernych.
- Afer trochę w ostatnich latach się w Kościele nazbierało.
- Skandal Vatileaks, czyli przecieki z najbliższego otoczenia papieża, ujawniły intrygi i fatalną atmosferę, jaka narastała wokół papieżą w ostatnim okresie. Mogło mieć to wpływ na przyspieszenie decyzji Benedykta XVI. Ale to są wszystko świeckie domniemania. Prasa niemiecka przypomniała też ostatnią niedzielę stycznia, kiedy razem z rzymskimi dziećmi papież wypuścił podczas mszy dwa białe gołębie. Jednego z nich niemal zadziobała agresywna mewa. Wielu dopatruje się tu jakiejś symboliki.
- W dzień ogłoszenia rezygnacji z urzędu przez papieża piorun uderzył w iglicę Bazyliki św. Piotra.
- No proszę! Ważniejszym symbolem wydaje mi się to, że do abdykacji doszło w Roku Wiary, który ogłoszono w 50. rocznicę II Soboru Watykańskiego. Joseph Ratzinger i Hans Kung byli gwiazdami tego soboru, młodymi reformatorami. Z biegiem lat ich drogi się rozeszły i kardynał Ratzinger stał się jedną z tych osobistości, które hamowały proces radykalnych reform. Kung został pozbawiony prawa nauczania w imieniu Kościoła. Podobne było z przedstawicielami lewicowej teologii wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej.
- Jak w Niemczech komentuje się jego decyzję?
- Bardzo różnie. Pierwszymi reakcjami było zaskoczenie i poczucie, że stało się coś niebywałego. Ale pojawiają się również akcenty, że Benedykt XVI zapisał się w tej historii jako konserwator, a nie reformator. Przypisuje się to jego pesymistycznemu stosunkowi do współczesnego świata i poczuciu, że Kościół musi działać we wrogim sobie świecie. I nie chodzi tu o kraje arabskie, gdzie chrześcijanie rzeczywiście są prześladowani, ale również Europę czy Amerykę, gdzie dominuje liberalizm i konsumpcyjna "kultura śmierci". W związku z tym papież reprezentował Kościół, który zamyka się w katakumbach, aby przetrwać ten czas i odnowić się dopiero w jakiejś nieokreślonej przyszłości. Komentatorzy lewicowi i liberalno-konserwatywni wskazują na blokodę reform strukturalnych i dogmatyzm teologiczny.
- Powszechnie porównywane są sposoby zakończenia dwóch ostatnich pontyfikatów...
- W Niemczech medialna inscenizacja choroby i umierania Jana Pawła II była dość powszechnie krytykowana. To też wpłynęło na decyzję Benedykta XVI, by nie powtórzyć takiej demonastracji. Z tym, że ja na te dwa pontyfikaty patrzę z punktu widzenia polsko-niemieckiej symbiozy w Kościele. Gdyby nie kardynałowie niemieccy i austriaccy, Karol Wojtyła prawdopodobnie nie zostałby papieżem. Po zakończeniu sporu o granicę na Odrze i Nysie i wytyczeniu nowych granic diecezji, oba episkopaty zbliżyły się do siebie. To trwało również w latach 80., kiedy kard. Ratzinger był prawą ręką polskiego papieża.
- Benedykt XVI został u nas bardzo dobrze przyjęty jako nowy papież.
- Znakomicie - właśnie jako następca i bliski współpracownik polskiego papieża. Miałem nadzieję, że wyraźniej wpłynie na nasze spory dotyczące przyszłości i kondycji polskiego Kościoła. Było też trochę nieporozumień. Np. sprawa biskupa Stanisława Wielgusa i jego problemy z przeszłością.
- W dniu ingresu na metropolitę warszawskiego zrezygnował z funkcji.
- Miałem wrażenie, że po raz kolejny Watykan zostawił sprawy polskiego Kościoła Polakom. Szkoda, bo przez to zamknęliśmy się we własnych sporach. A czasem dobrze usłyszeć głos z zewnątrz.
- Jak w ojczyźnie papieża oceniany jest kończący się pontyfikat?
- Nie udało mu się podtrzymać entuzjastycznego przyjęcia. Jego wizyta w Kolonii na Światowym Zjeździe Młodzieży była podróż ą triumfalną. Już nie mówię o hasłach typu "My jesteśmy papieżem", które rzucała "Bild Zeitung" zaraz po konklawe. To była oczywiście duma i zaciekawienie, co wielki, niemiecki profesor wniesie nowego. Z czasem pojawiło się zniecierpliwienie i rozczarowanie, że nowe otwarcie nie nastąpiło. A nalegają na nie niemieccy świeccy katolicy. Przed trzecią wizytą papieża w Niemczech w 2011 roku chadeccy politycy wystąpili z listem niemieckich biskupów, by rozpoczęli otwartą dyskusję w sprawie celibatu księży. Nie było żadnego echa. Niemcy są rozczarowani, że niemiecki papież nie posunął do przodu ekumenicznego dialogu z protestantami. Docenia się za to gesty pod adresem prawosławia. Podobne gesty Jana Pawła II nie spotkały się z tak dobrym przyjęciem Cerkwi rosyjskiej.
- Dlaczego Benedykt XVI nie podjął dialogu z protestantami?
- Było jedno, dobrze przyjęte, spotkanie w Erfurcie, w klasztorze, w którym mnichem katolickim był Marcin Luter. Potem już brakowało ekumenicznego dialogu. Co więcej, Benedykt XVI powiedział, że protestanci nie są kościołem sensu stricto. To bardzo dotknęło protestantów. W sprawach modernizacji Kościoła papież zawiódł nadzieje Niemców.
- Benedykt XVI zerwał z tradycją i ustąpił na własne życzenie. Można odbierać to jako sygnał do zmian?
- Tak. Wydaje się, że nastawił zwrotnicę na zmiany. Czy to będzie zmiana w kierunku nowego dialogu? Mam nadzieję. Złośliwcy twierdzą, że ten pontyfikat przejdzie do historii tylko ze względu na abdykację, a nie encykliki. Docenia się też papieską trzytomową książkę o Jezusie. To jest przełomowy gest, bo każdemu następnemu papieżowi łatwiej będzie podjąć taką decyzję. Może będzie się to wiązało z przestrzeganiem granicy wieku. W całej teologii obyczajowej jest tyle nabrzmiałych problemów, było wiele wpadek. Np. nieszczęsna wypowiedź o kondomach przed wizytą w Afryce. Kto wie, czy ta abdykacja nie jest sygnałem, że nurt konserwatywny w Kościele się wyczerpuje.
Adam Krzemiński
Publicysta "Polityki", znawca spraw niemieckich