ADAM HOFMAN

i

Autor: archiwum se.pl

Adam Hofman: Rostowski liczy jak Marcin P.

2012-09-12 4:00

Jeśli minister Rostowski przedstawia swoje 60 mld, to znaczy, że liczy jak prezes Amber Gold. Marcin P. tak liczył i się przeliczył. Rostowski liczy tak samo i też się przeliczy. Przecież nawet nieprzychylni nam ekonomiści wyśmiali metodę Rostowskiego. Wolę więc, jak PO bawi się piłką, a nie kalkulatorem.

"Super Express": - Jak to jest, że PO wyprzedza PiS mimo afery Amber Gold, upadających przedsiębiorstw i osobistego zaangażowania w tę aferę rodziny pana premiera?

Adam Hofman: - Sami się nad tym zastanawiamy. Być może Polacy wiedzą, że ten rząd już nie reprezentuje ich interesów, a wielu z nich wręcz wkurza. Ale widać też, że kryzys już uderzył w Polskę i nie wiadomo, co będzie dalej, a ktoś musi w tych ciężkich czasach być gospodarzem. Kto?

- PiS nie jest alternatywą? Nie można już wszystkiego zrzucać na złe media.

- Zrzucić można zawsze, bo dysproporcja jest olbrzymia, ale to łatwe usprawiedliwienie. Wystarczy wziąć raport Fundacji Batorego, która przecież nie jest ośrodkiem PiS-u, a jednoznacznie pokazuje, kto i jak jest pokazywany. Ale to też łatwe wytłumaczenie. Postanowiliśmy więc tę alternatywę pokazać inaczej. Przygotowaliśmy z ekspertami nowy program gospodarczy.

- Widzieliśmy prezydenta Obamę, który wchodzi w koszuli z podwiniętymi rękawami do pizzerii, ściska się z pizzerem i mówi: - Proszę zobaczyć, jaki fajny, umięśniony facet. A ten facet to wyborca Republikanów. Nie bardzo sobie mogę wyobrazić Jarosława Kaczyńskiego w takiej sytuacji.

- Ja też nie, bo nasz system medialny i polityczny jest zupełnie inny.

- Ale Tuska już mogę.

- No właśnie, i wszyscy powiedzą "jaki dobry ruch premiera". A gdy Kaczyński poszedł na zakupy do sklepu pokazać, jak jest drogo, najważniejsze, co poszło w mediach, było to, że wyjął z portfela 200 zł.

- Może brakuje mu pewnych umiejętności medialnych i sztuki uwodzenia wyborców?

- Nie. Gdy w kraju jest dostatnio, a ludziom żyje się dobrze, taki medialny uwodziciel jak Tusk wystarczy. Patrzymy na niego trochę jak na błazna, który daje nam uśmiech w dobrych czasach.

- Teraz ostro pan pojechał.

- Mówię ogólnie. Nie porównuję go do błazna, choć czasem tak się zachowuje. W trudnych czasach nie potrzebujemy trefnisia, ale kogoś, kto wie, co zrobić, ma receptę i jest twardy.

- Czyli im gorzej dla kraju, tym lepiej dla was?

- To nieprawda. My tylko przedstawiamy receptę i alternatywę, a nie pomysł na to, co zrobić, jak przyjdzie kryzys, bo już przyszedł. Pokazujemy natomiast, co zrobić, żeby kraj z niego wyciągnąć.

- Pokazujecie więc, że straty budżetu w pierwszym roku waszej alternatywy wyniosą 2 mld zł, a według min. Rostowskiego to ok. 50-60 mld. Skąd ta rozbieżność?

- Te 2 mld to 13 mld kosztów w pierwszym roku dla budżetu i 11 mld zysków m.in. z nowego podatku dla banków i hipermarketów, które w Polsce podatków nie płacą, a powinny. Jeśli minister Rostowski przedstawia swoje 60 mld, to znaczy, że liczy jak prezes Amber Gold. Marcin P. tak liczył i się przeliczył. Rostowski liczy tak samo i też się przeliczy. Przecież nawet nieprzychylni nam ekonomiści wyśmiali metodę Rostowskiego. Wolę więc, jak PO bawi się piłką, a nie kalkulatorem.

- Roman Giertych to dobry adwokat?

- Nigdy mnie nie reprezentował, więc nie wiem. Na pewno jest dobrym adwokatem zmiany politycznej. Jego wybór zdezorientował wyborców PO.

- Wraca do polityki dzięki PO?

- Już dawno do niej wrócił. Nie jako czynny polityk, ale jako polityczny komentator. Pojawia się w mediach prorządowych, zawsze występując z pozycji krytycznej w stosunku do opozycji i z pozycji lizusowskiej w stosunku do Tuska. Ale żeby wziąć go teraz na swojego reprezentanta? Premier strzela sobie nie tylko w stopę, ale w całą nogę. Współpraca z człowiekiem, którego kiedyś PO nazywała faszystą, a dziś mówi, że to polski Europejczyk, jest przezabawne. Nawet najbardziej bezrefleksyjny wyborca PO dostaje poplątania z pomieszaniem.

- Sądzi pan, że zdradzał was w czasie, kiedy był z wami w koalicji i już wtedy knuł z PO?

- Sam mówił o tym, że się spotykał z politykami PO. Konsultował z Donaldem Tuskiem pomysł stworzenia rządu bez PiS w tamtej kadencji Sejmu. Wtedy powstał tzw. LiS - Liga i Samoobrona, a Donald Tusk miał to wspierać. Naprawdę był taki pomysł! Na mównicy sejmowej mówiono, że nawet doszło do spotkania - Schetyna, Giertych, Lepper. Wtedy wydawało nam się to groteskowe, ale dziś jak widać ma to pewną ciągłość, choćby spotkanie na grillu u Giertycha Michała Kamińskiego czy Ryszarda Kalisza.

- Jeden z tygodników napisał, że Kaczyński stworzył imperium finansowe i jest magnatem. To prawda?

- To przezabawne, jak salonowi dziennikarze łapią się prawą ręką za lewe ucho.

- Obok dziennikarzy salonowych są też ci - mówiąc "Niesiołowskim" - "lizusowscy", czyli wasi.

- Gdyby taki podział istniał i był równoprawny, czyli pół na pół, to byłoby w Polsce normalnie. Ale niestety tak nie jest.

- Normalnie jest wtedy, gdy dziennikarze nie wspomagają żadnej partii.

- Jasne, ale mają poglądy polityczne i tych lewicowych oraz prawicowych jest mniej więcej równo. Ale nie w serwisach informacyjnych, które oglądają miliony ludzi.

- Wróćmy do pytania - Kaczyński jest magnatem?

- Tomasz Lis udowadniał rok temu, że Kaczyński to człowiek, który nie zna się na gospodarce i nie ma konta w banku. A dziś udowadnia, że jest magnatem i stworzył imperium finansowe. Niech się zdecyduje.

- Możemy tak się jeszcze pobawić. Czy jest magnatem, czy nie?

- To doprawdy zabawne. My przecież piszemy różne sprawozdania, PKW nas kontroluje. Tak samo prokuratura, która już za rządów PO sprawdzała działalność wszystkich organów, o których pisze Lis. Nigdy nic nie było. Inaczej prokuratura za Tuska by nas mocno przegoniła.

- "Już się pakuję, wybieram na Sybir, bo sądzę, że Tusk z Putinem ustalili jakieś miejsce". Kto to mówił i w jakich okolicznościach?

- Jarosław Kaczyński w reakcji na informację o wniosku o Trybunał Stanu dla siebie. Mówił też o kożuchu. Dzisiaj wisi w szafie, więc jak się pojawi wniosek o zesłanie na Sybir dla lidera opozycji, wystarczy go tylko wytrzepać i odkurzyć.

- Trochę się jednak boi?

- Proszę sobie nie żartować.

- Obiecał pan, że na 5-lecie rządu Tusk dostanie wotum nieufności, a wy przedstawicie swojego kandydata na premiera. Wiem, że nie może go pan zdradzić, więc chociaż może poda pan nazwisko? Bez imienia.

- Przedstawimy go w odpowiednim momencie. Teraz Jarosław Kaczyński zajmuje się dopracowaniem naszych projektów ustaw, czeka nas debata z ekonomistami, a później będzie podany kandydat na premiera rządu technicznego. To ma być rząd, który doprowadzi albo do wyborów - jeśli będzie taka możliwość do rozwiązania Sejmu - albo do końca kadencji.

- Panie pośle, przecież nie ma takiej możliwości...

- Oczywiście, że jest. Po pierwsze, wniosek o samorozwiązanie, który musi poprzeć PO i to jest mało prawdopodobne. Ale po drugie, np. nieprzyjęcie budżetu. Prezydent może wtedy rozwiązać parlament.

- Sprawa komisji śledczej pokazała, że kiedy trzeba, to PO głosuje tak, jak chce tego ścisłe centrum, a w sukurs idzie PSL.

- Nie jestem naiwny. Wiem, że matematyka jest nieubłagana i najprawdopodobniej konstruktywne wotum nieufności może być skazane na niepowodzenie. Ale to jest taki moment, kiedy każdy w Sejmie imiennie musi się opowiedzieć, czy chce podtrzymać ten zgniły układ, czy nie.

- Czego bał się Tusk, nie chcąc komisji?

- Moim zdaniem tego, że gdyby układ gdański - a z Gdańska wywodzi się środowisko, które w PO podejmuje najważniejsze decyzje - się rozwalił, gdyby jedno domino zostało przewrócone, mogłoby to wysadzić nie tylko rząd, ale trwale zlikwidować Platformę.

- Afera hazardowa nie wysadziła.

- Bo dotyczyła środowiska dolnośląskiego i wysadziła Grzegorza Schetynę. A ta afera mogłaby wysadzić Tuska.

- Nie będzie komisji śledczej ws. Amber Gold. PiS jest bezsilny czy coś zrobi?

- Wniosek o komisję składamy jeszcze raz. Wyszły bowiem nowe okoliczności. Okazało się, że premier wiedział od ABW o tym, co kryło się za tą aferą. Nawet Dominika Wielowieyska z "Wyborczej" wobec tej informacji zmieniła zdanie i uważa, że komisja śledcza powinna jednak być. Są sondaże, według których ponad 50 proc. Polaków jej chce. Warto więc jeszcze raz ten wniosek złożyć.

- Marta Kaczyńska będzie twarzą PiS? Na stronie internetowej PiS znalazłem obszerne fragmenty wywiadu z nią z "Gazety Polskiej Codziennie". Jest już w PiS czy nie?

- Z tego, co wiem, nie jest i nie słyszałem, żeby zamierzała się włączyć w aktywną politykę partyjną, ale to pytanie do Marty Kaczyńskiej. Będzie robić to, co robiła do tej pory - kultywować pamięć o rodzicach oraz angażować się w wyjaśnienie prawdy o katastrofie smoleńskiej.

- Na koniec pytanie o agenta Tomka. Prezes powiedział mu, że różne napoje lepiej jest pić w restauracjach, a nie na ulicy?

- Nic o tym nie wiem. Dobrze, że pił polskie piwo. Wiem za to, że szokujące jest to, iż on i Marek Opioła byli podsłuchiwani przez polskie służby.