- Przez sześć lat nastąpił niespotykany dotąd chaos prawny (...) Ten okres mojego urzędowania trafił na czasy szczególne w najnowszych dziejach naszego państwa, czasy, w których obywatele potrzebowali coraz większego wsparcia, a władza robiła wiele, żeby ograniczyć możliwości działania urzędu rzecznika - oceniał, przemawiając ostatni raz w Sejmie jako Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Jego wystąpienie wywołało dużo emocji. Niestety, ławy sejmowe nie były też wypełnione po brzegi. Sam Bodnar uskarżał się choćby na krótki czas, jaki dostał na udzielenie odpowiedzi posłom. A jak całe wydarzenia piątkowe wyglądały z perspektywy posła właśnie? Pisze o tym w swoim najnowszym felietonie dla "Super Expressu" Adrian Zandberg.
Rzecznik Praw Człowieka
W piątek, po raz ostatni, składał w Sejmie swoje sprawozdanie Adam Bodnar. Rzecznik Praw Obywatelskich dostał na to 5 minut. Gruby raport, w którym opisał pracę swojego biura, trafił do sejmowego archiwum. Na do widzenia RPO usłyszał jeszcze od posła obozu władzy, że się rządzącym nie podoba.
Nie wiem, po co były te drobne złośliwości czy ostentacyjna nieobecność członków rządu. Poseł Lipiec, wypowiadając się arogancko w imieniu partii rządzącej, chluby sobie nie przyniósł. Z jego ust padło jednak zdanie, które było dla Adama Bodnara najlepszym - choć zapewne niezamierzonym - komplementem. Poseł raczył stwierdzić, że RPO nie był jego rzecznikiem.
I dobrze! RPO nie powinien być rzecznikiem władzy - ani władzy politycznej, ani tych, którzy mają władzę ekonomiczną. Wiele lat temu profesor Aleksander Krawczuk przyrównał z mównicy sejmowej urząd rzecznika do starożytnego trybuna ludu. Choć Bodnar niezbyt przypomina z profilu Grakchusa, to jest w tym porównaniu coś na rzeczy. Rzecznik jest potrzebny tym, którzy władzy nie mają. Ma stawać po stronie słabszych, krzywdzonych, prześladowanych. Bodnar to robił. Konsekwentnie zabierał głos w obronie praw pracowniczych, lokatorskich czy socjalnych.
Rzecznik świadczy pomoc w konkretnych sprawach, ale ma też ten przywilej, że jego głos jest słuchany w debacie publicznej. Bodnar czynił z tego prawa dobry użytek. Wykorzystał w ten sposób także swoje ostatnie przemówienie. Mówił w nim między innymi o strajku kurierów z Glovo i o nowych technologiach, które mają też ciemną stronę: negatywne zmiany na rynku pracy. Jeżeli prawo za tymi zmianami nie nadąża, tracą ci, którzy są słabsi - pracownicy.
RPO wsparł też kampanię na rzecz zniesienia patentów na szczepionki. To jedno z większych wyzwań, przed którymi stoi ludzkość. Dziś interesy ekonomiczne kilku wpływowych firm utrudniają walkę z pandemią. Jeżeli tego nie zmienimy, miliardy ludzi w krajach biednego Południa zostaną jeszcze długo bez pomocy. Dziś, gdy w krajach rozwiniętych ruszyły programy szczepień, tym bardziej trzeba przypomnieć, że od epidemii nie da się oddzielić murem. Nikt nie będzie bezpieczny, dopóki nie będziemy bezpieczni wszyscy. Dzięki RPO te słowa wybrzmiały też w polskim Sejmie.
Bodnar postawił swoim następcom poprzeczkę wysoko. Dobrze, że Sejm mu za tę pracę podziękował. Szkoda, że działo się to pod nieobecność znacznej większości posłów.