"Super Express": - Posłucha pan apelu prezesa Jarosława Kaczyńskiego o powrót banitów pod sztandar PiS i wspólny marsz po władzę?
Adam Bielan: - Komitet polityczny Prawa i Sprawiedliwości wzywał do powrotu Prawicę RP i ona do PiS wróciła.
- Prezes mówił też chyba o rozłamowcach z Solidarnej Polski. A pan czuje się niechciany w PiS?
- Mimo że nie jestem w PiS, współpracuję z europosłami tej partii w ramach jednej frakcji w Parlamencie Europejskim i dobrze się tam dogadujemy.
- I nie namawiają do powrotu?
- Tego, co mówią prywatnie, nie będę publicznie powtarzał.
- Pana spin kolega Michał Kamiński wydaje się dzisiaj usilnie szukać przystani w Platformie. Wielu się dziwi. Pan też?
- Michał Kamiński jest dorosły, dokonuje własnych wyborów i bierze za to pełną odpowiedzialność. Politycznie zasadniczo się różnimy.
- A może pana też ciągnie do Platformy? Partia władzy chwali się szerokim spektrum poglądów i postaw, więc dla pana miejsce też by się pewnie znalazło.
- Nie zmieniam poglądów, a chęć przystąpienia do tej formacji zmusiłaby mnie do tego. Poza tym krytycznie patrzę na rządy PO. W tej kadencji premier Tusk poczuł się niezwykle pewny siebie i choćby jego nominacje na stanowiska ministerialne pokazały, że nie uwzględnia już jakiejkolwiek krytyki. Stąd pasmo wielkich wpadek tego rządu.
- W PiS o Tusku nie mówi się już inaczej jak o zdrajcy. Pan też widzi w nim zaprzańca?
- Uważam, że jest złym premierem.
- Ale o zdradę go pan nie posądza?
- Nie mam na to żadnych dowodów.
- Pana dawni koledzy partyjni takich słów się nie boją. Może to, że nadal jest pan poza PiS, wynika z faktu, iż ta formacja w ostatnich dwóch latach mocno się zradykalizowała i po prostu by się pan w niej nie odnalazł?
- Nie odcinam się od PiS, bo zbyt wiele z tą partią przeżyłem. Ze wszystkich formacji, które obecnie funkcjonują na scenie politycznej, jest mi ona najbliższa.
- Nawet jeśli PiS ma teraz twarz Antoniego Macierewicza?
- PiS jak każda duża partia ma wiele twarzy.
- Taką kluczową sprawą jest to, co dzieje się wokół Smoleńska i jak mówi o tym PiS?
- To, co dzieje się wokół Smoleńska, jest na pewno bardzo ważne dla Polaków. Każde szanujące się państwo musi wyjaśnić katastrofę, w której zginęła tak duża część jego elit.
- Sposób wyjaśniania tej sprawy przez PiS jest skuteczny?
- Odpowiedzialność za wyjaśnienie tej sprawy spoczywa na polskim rządzie. A mamy tu całe pasmo porażek i kompromitacji.
- Ale język PiS też nie ułatwia rozmów o tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku...
- Wciąż nie ukarano winnych tej katastrofy, trudno się więc dziwić wysokiemu poziomowi emocji.
- Pan uważa, że działania PiS są skuteczne?
- Czas pokaże.
- Nie wydaje się panu, że PiS stało się narzędziem prywatnej wendety Jarosława Kaczyńskiego na Donaldzie Tusku?
- Po stronie Donalda Tuska widzę co najmniej tyle samo zawziętości, jeżeli nie więcej.
- Ale prezes Kaczyński kieruje się zemstą czy też nie?
- Tu nie chodzi o zemstę. W sprawie Smoleńska są dwa porządki. Jeden to prawny, czyli ukaranie winnych, co ma nastąpić po zakończeniu śledztwa prokuratorskiego. Drugi to wyciągnięcie odpowiedzialności politycznej za tę katastrofę. Ani jednego, ani drugiego jeszcze się nie doczekaliśmy. Każda partia opozycyjna miałaby prawo być sfrustrowana i domagać się ukarania winnych. Jak sądzę, tego właśnie oczekuje Jarosław Kaczyński.
- A pan wierzy w zamach?
- Mam za małą wiedzę, żeby o tym przesądzać.
- PiS ma taką wiedzę?
- Nie jestem członkiem zespołu Antoniego Macierewicza i nie znam wszystkich materiałów, które zebrał. Byłem jednak na wysłuchaniu publicznym w PE i rzeczywiście te ekspertyzy, które zostały wtedy zaprezentowane, pokazują inną optykę niż to, co do tej pory mówiono.
- Przekonują pana?
- Nie jestem ekspertem, aby oceniać ich wiarygodność, ale oczekiwałbym rzeczowej polemiki z tym, co zaprezentował zespół parlamentarny. Nie widzę jednak takiej woli ze strony rządu, a co więcej, utrudnia on prowadzenie badań przez międzynarodowych ekspertów, którzy mogliby pomóc w wyjaśnieniu tego, co się 10 kwietnia wydarzyło.
- Lansowanie takich tez nie jest, jak widzi to premier Tusk, budowaniem kariery politycznej na grobach?
- To bardzo mocne słowa i premier w czasie debaty parlamentarnej nie powinien ich używać. Nie były jednak przypadkowe, Donald Tusk użył ich całkowicie świadomie, uznając, że powrót do polaryzacji w sprawie Smoleńska służy mu politycznie. W związku z tym to jemu można postawić zarzut, że gra tą katastrofą.
- Co pan sądzi o brataniu się PiS z "Gazetą Polską" i Radiem Maryja? Ten wspólny, radykalny język o Smoleńsku pasuje panu?
- Dopóki przyczyny katastrofy nie zostaną w pełni wyjaśnione, poziom emocji w tej sprawie będzie bardzo wysoki.
- Jarosław Kaczyński jako kandydat na prezydenta to właściwa osoba na właściwym miejscu?
- Z całą pewnością to on ma dziś największe szanse, aby znaleźć się w drugiej turze wyborów z Bronisławem Komorowskim.
- Mógłby wygrać?
- Oczywiście. Jest liderem opozycji, a do wyborów pozostało jeszcze ponad trzy lata.
- Nie zapominajmy, że do wyścigu o prezydenturę stanie również inny kandydat prawicy - Zbigniew Ziobro.
- W tym starciu stawiam na Jarosława Kaczyńskiego. Nawet osoby mu niechętne muszą przyznać, że po 1989 roku, szczególnie na prawicy, nikt mu nie dorównał. Zbigniew Ziobro jest na początku swojej kariery politycznej, a prezydentura wymaga bardzo dużego doświadczenia politycznego.
- Jarosław Kaczyński byłby lepszym prezydentem niż jego brat?
- Bracia Kaczyńscy w najważniejszych sprawach się zgadzali. Dlatego prezydentura Jarosława Kaczyńskiego byłaby kontynuacją tej sprawowanej przez śp. Lecha Kaczyńskiego.
- Tym bardziej że, jak twierdzi Robert Krasowski, to Jarosław nadawał ton polityczny prezydenturze brata.
- Nie zgadzam się z tą tezą.
- To chyba pana pierwszy wywiad po tym, którego udzielił pan "Newsweekowi"?
- Nie udzielałem wywiadu "Newsweekowi". Rozmawiałem z Teresą Torańską o katastrofie smoleńskiej, a ta rozmowa miała się ukazać w książce na ten temat. Pani Torańska nie poinformowała mnie, że zamierza to opublikować w formie wywiadu. Znam poglądy Tomasza Lisa i jego gazecie nigdy nie udzieliłbym wywiadu o Lechu Kaczyńskim w przededniu rocznicy katastrofy smoleńskiej.
- Kiedy rozpoczęła się burza wokół tego wywiadu, można było pomyśleć, że odsądza w nim pan Lecha Kaczyńskiego od czci i wiary. Po lekturze wyłania się raczej zniuansowany obraz zmarłego prezydenta.
- Tak czy inaczej to nie są moje poglądy. W tej sprawie naruszono elementarne zasady etyki. Dziwię się, że Tomasz Lis, który tak lubi atakować tabloidy i zarzucać im obniżanie standardów, sięga po metody, których nikt dotąd w Polsce nie stosował.
- Ale pytanie brzmi, czy jest w tych wywiadach coś, czego pan nie powiedział?
- Tak. Przede wszystkim jednak całość nie oddaje charakteru moich wypowiedzi. Powybierano sobie strzępy z rozmowy, poprzestawiano dowolnie i wzbogacono wg uznania redaktorów. Drugiej części tekstu opublikowanego jako wywiad w ogóle nie dostałem.
- Lech Kaczyński był cholerykiem, a na prezydenta bardziej nadawałby się jego brat - to pana opinie czy Teresa Torańska to sobie wymyśliła?
- To w ogóle nie jest mój wywiad, więc odnosząc się do konkretnych zdań z publikacji tej pani, tylko bym je uwiarygadniał.
- A może z drugiej strony nie ma co się obrażać, ale trzeba podziękować Teresie Torańskiej, że wyciągnęła pana z niebytu politycznego? Cała Polska przypomniała sobie o słynnym spin doktorze z PiS.
- Panie redaktorze, na promocji zależało pani Torańskiej, a przede wszystkim Tomaszowi Lisowi. Ze swojej strony chętnie zajmowałbym się sprawami ważnymi, a nie tracił czas na prostowanie bzdur.
- Ale chyba jest panu miło, że tyle się o panu mówi?
- W tym kontekście zdecydowanie nie zależy mi na rozgłosie.
- Teresa Torańska wysłała list do prezesa Kaczyńskiego, żeby panu wybaczył ten wywiad z nią. Prezes wybaczył?
- Oto i kolejny dowód na poszukiwanie rozgłosu przez panią Torańską. Na marginesie, nie sądzę, aby Jarosław Kaczyński zaglądał na portal, który to opublikował.
None
- Cieszę się, że nie tylko ja nie pozostaję obojętny na łamanie prawa i elementarnych zasad etyki dziennikarskiej.
- Jego też trzeba by zapytać, czy wraca pan do PiS? Krążą plotki, że szykuje pan wielki come back.
- Takie plotki krążą od wielu miesięcy.
- Podobno w każdej plotce jest ziarno prawdy.
- Nie chcę komentować plotek.
- Bycie singlem często oznacza, że z polityką trzeba się pożegnać.
- Przez wiele lat żyłem na wysokich obrotach. Obecnie cenię sobie spokój. "Newsweek" ten spokój zakłócił.
- Tym bardziej że może wydłużyć pana powrót do PiS. Mówi się, że pozew przeciwko tygodnikowi jest warunkiem przyjęcia pana z powrotem.
- Pozew zapowiadałem, gdy tylko dowiedziałem się o planowanej publikacji wywiadu, a rozmów o powrocie do PiS w tej chwili nie prowadzę. Czy gdyby włamano się do mojego domu i zawiadomiłbym o tym policję, to też wiązałoby się to z Prawem i Sprawiedliwością?
Adam Bielan
Eurodeputowany