- Dobry wynik Janusza Palikota i zmiany akcentów w wypowiedziach polityków PO nie są sygnałem alarmowym?
- Mamy swoje wytyczne, podejmujemy razem kolegialnie decyzje z dłuższą perspektywą działania. I naprawdę damy sobie radę, nie ma potrzeby, by ktoś nas na siłę budził. I nie wiem, czy jest sens dreptać z zadyszką wokół Palikota i tłumaczyć, skąd się wziął? To nie jest przecież jakiś wyznacznik naszego, ludzkiego i chrześcijańskiego życia.
- Może najistotniejsze jest to, że wystarczyło kilka antyklerykalnych haseł, by zgarnąć 10 proc.
- Nie wiem, czy Ruch Palikota to sprawa chwili, czy coś trwalszego. Nie takie partie powstawały już i spływały jak wiosenny śnieg. Problem można zaś widzieć we wszystkim. Choćby w zepsutym kaloszu. Nie takie problemy Kościół już przeżywał. W Polsce stanął na drodze wspartego na komunistycznej ideologii systemu. Choć wydano mu walkę znacznie twardszą, wyłączając Kościół z przestrzeni życia publicznego znacznie ostrzejszymi metodami.
- To da się w ogóle porównać?
- Mamy dziś casus obnoszenia się z niewiarą i dokuczania tym, którzy są wierzący. W moim kazaniu do alumnów-kleryków przypomniałem czasy, w których byliśmy wyrywani z seminariów duchownych i wcielani do wojska PRL. I jak aktywnie walczono wówczas z Kościołem i wiarą. Pamiętam te doświadczenia i analizując, co przeżyliśmy, jak byliśmy upokarzani, a zarazem patrząc na to, co dzieje się teraz, powiedziałem: dość tej recydywy.
- Zastanawiam się, czy to jest recydywa wydarzeń z przeszłości, czy jednak powtórka z przyspieszonej laicyzacji, z którą zetknęli się Włosi, Belgowie, Hiszpanie.
- Możemy przytaczać tu argumenty na to, że to ta fala, jak i na to, że jest inaczej. Szczęśliwie przeżyłem nie tylko PRL, ale także siedemnaście lat na Zachodzie - we Francji i Włoszech. Byłem w centrum tamtych wydarzeń. Także w czasach wyraźnego wzrostu tendencji lewicowych, w tym także radykalnych, jak "Brigate Rosse". I Kościoła to nie pogrzebało.
- Mamy zauważalny spadek uczestnictwa katolików w mszach.
- Chodzenie do Kościoła może być jakimś miernikiem, ale nie można duchowości sprowadzać tylko do tego. To zewnętrzne świadectwo, ale nie mówmy, że jak ktoś nie chodzi, to jest bolszewikiem! Wiem, że na Zachodzie wielu nawet nie demonstrując tego, nadal ma Chrystusa w sercu. Nie przesadzałbym więc też i w Polsce. Choć mamy świadomość, że jako pasterze poruszamy się zarówno wśród owiec, ale także wśród wilków. Nie jest to niczym nowym.
- W Polsce do tej pory nawet SLD wypowiadało się jednak ostrożniej, pamiętając o katolickiej większości.
- Ależ w ramach tego SLD też przecież ten nurt istniał! Mieliśmy czasy bardzo dużej popularności tygodnika "Nie". Istniały "Fakty i Mity". Tabuny politruków po szkołach marksizmu-leninizmu. To wszystko już było, a teraz zostało skanalizowane w strukturę parlamentarną. Inną siłę ma głos nawet 3 tys. osób demonstrujących na ulicy, a inną jednego posła w Sejmie. Trzy włosy wśród wielu na głowie to nie problem. Te same trzy włosy gdy wpadną do zupy - są już zauważalne.
Abp generał Sławoj Leszek Głódź
Metropolita gdański