Obejrzałem kilkadziesiąt sekund wspomnianego filmu. Pokazywał warszawskie przemówienie Trumpa w lipcu ubiegłego roku przeplatane obrazkami z Powstania i krajobrazami. Nie bardzo wiedziałem, jak to ma odpowiadać na obelżywe tezy z filmu Fundacji Rudermanów, ale za to miałem rosnące poczucie déja vu.
Zacząłem szukać i - bingo! Znalazłem dłuższy film, który zaczął krążyć po sieci zaraz po wizycie amerykańskiego prezydenta. Stwierdziłem, że oba są do siebie uderzająco podobne - nawet muzyka jest ta sama - tyle że ten od PFN jest pocięty, więc zamiast siedmiu minut ma trochę ponad dwie.
Czyżby zatem kolejnym wiekopomnym sukcesem fundacji mającej ćwierćmiliardowy budżet od spółek Skarbu Państwa było skrócenie czyjegoś filmu sprzed paru miesięcy (którego twórcy skorzystali zresztą, naruszając prawa autorskie, z innych cudzych ujęć) i zaprezentowanie jako własnego? Wierzyć się nie chce, a jednak wiele na to właśnie wskazuje.
Tymczasem jeden z senatorów PiS ogłosił na Twitterze konkurs na wykonanie w czynie społecznym krótkiego filmu broniącego dobrego imienia Polski. Czegoś tu nie rozumiem: mamy fundację za 250 mln, która ma problem z podstawowymi działaniami z dziedziny marketingu, a filmy dające odpór kłamstwom mają za frajer przygotowywać internauci?!
Tu naprawdę nie ma co czekać na jakąś mityczną kontrolę PFN, o której mówił niedawno wicepremier Gliński. Polska jest atakowana wizerunkowo w bezprecedensowej skali. Nie mamy aż tyle czasu, żeby pozwolić bawić się ćwierćmiliardowym budżetem paru starszym panom, którym słabo wychodzi robota, jaką w pół godziny wykonałby każdy 15-letni youtuber.
Zobacz: O. Wiesław Dawidowski: Napinanie narodowych muskułów nikomu nie jest potrzebne