Sławomir Jastrzębowski: Szczypta żenady, czyli policzek za Parulskiego

2012-01-11 3:15

Opada bitewny zamęt, a krew z policzka wsiąka w dywan. Tymczasem niedoszły trup, płk prokurator Przybył ciągnie nas przez swój spektakl. Wciąż nie wiemy, jak zakończy się dramat. Wiemy jednak, że z krwistej tragedii dryfuje w kierunku wyspy Farsa.

Spójrzmy na fabułę. Akt I "Groza". Prokurator łysy, a postawny na konferencji odczytuje oświadczenie. Gromi media i mówi o honorze. W ostatniej scenie tego aktu prokurator prosi zebranych o interwał, gdyż zamierza przewietrzyć pomieszczenie. Czujemy, jak napięcie, iskrząc, zbliża się do punktu kulminacyjnego. Akt II "O Jezu". Słychać szczęk broni i strzał. Wbiegająca dziennikarka krzyczy "O Jezu", rejestrując leżące ciało. Prokurator leży i nie czyni ruchów. Spod niego wypływa krew. Dopiero w akcie III

okaże się, że sprawa nie wyglądała poważnie. Akt III "Ofiara z policzka". Strwożona widownia dowiaduje się, że samobójca żyć będzie. Że co prawda strzelił sobie w głowę, ale zaledwie przekłuł sobie pociskiem policzek. Co wśród mniej wrażliwej publiki wzbudza wesołość i kpiny. Atmosferę niskiej uciechy potęguje wywiad, którego natychmiast udziela świeżo niezabity samobójca. Mówi trochę od rzeczy, przemycając jednak ważkie treści. Z jego przestrzelonej logiki wynika, że były na niego zamachy, dlatego... chciał się zabić i wyręczyć morderców.

Ale oprócz bredni mówi, że przełożony gen. Parulski jest wspaniały i musi zostać na stanowisku! Stąd zapewne podtytuł aktu III "Ofiara z policzka za gen. Parulskiego". Epilogu nie znamy. Wiemy natomiast, że nasz bohater z dziurą w policzku z hukiem zakończył karierę. Przed opadnięciem kurtyny życzymy zdrowia.