Na pierwszy ogień ma iść Rutkowski. Na razie policja - z nieznanych nikomu powodów - nie może Rutkowskiego po prostu zastrzelić przy próbie ucieczki, więc postanowiła go nękać sądem. Policjanci będą siedzieć i zastanawiać się, jak pozew sformułować.
Jak już się dowiedzą, to wkręcą w swoje maszyny do pisania swoje słynne kalki w kolorze fioletowym. Jak już wkręcą, będą stukać w klawisze (niektórzy policjanci dość często się mylą i klnąc, wkręcają nowe kalki). Następnie włożą pozew w kopertę i wyślą do sądu listem poleconym. Po pół roku zacznie się pierwsza rozprawa.
Gdy przyjdzie policja, Rutkowski zrobi sobie show
Przyjdą policjanci (no bo od czego są policjanci?) i Rutkowski w okularach zrobi sobie show. Później będą kolejne rozprawy. Wyrok, apelacja i może kasacja. Potrwa to ze dwa lata - jak dobrze pójdzie. My, społeczeństwo, będziemy się cieszyć, że policjanci ładnie i sprytnie chodzą do sądów, a po ulicach chodzić będą w tym samym czasie równie ładnie i sprytnie bandyci.
Gdyby ktoś chciał wiedzieć, o co chodzi policji, to szeryf twierdzi, że Rutkowski to kłamca, bo powiedział, że rodzina Madzi nie miała opieki psychologów i negocjatorów.
Według komendanta - miała. Tyle że sama rodzina publicznie powiedziała, że kłamie komendant główny, a nie Rutkowski. Bardzo dobrze, że tak powiedzieli: teraz policja będzie mogła ich pozwać! Na koniec: policja twierdzi, że ma notatkę z propozycją wsparcia psychologów. Rutkowski twierdzi, że ma inną, że jego pracownik był na Marsie. Komu wierzyć?