Prof. Wojciech Materski

i

Autor: Andrzej Rybczyński Prof. Wojciech Materski Politolog i historyk, Uniwersytet Warszawski

Prof. Wojciech Materski: Rosja wyciąga pomocną dłoń, ale w drugiej trzyma młotek

2015-10-02 4:00

"Super Express": - Kiedy usłyszałem, że Rosja rozpoczęła działania wojskowe w Syrii, przeszło mi przez myśl, czy ich naprawdę na to stać. Prestiż prestiżem, ale czy nie pakują się w coś gorszego niż Afganistan? Prof. Wojciech Materski: - Gdyby to miała być interwencja lądowa, to na pewno Rosji nie byłoby na nią stać.  

- Putin nie wykluczył tego w ostatnim wywiadzie.

- To prawda. Polityka jest polityką i nie wyklucza się nawet takiego rozwoju wypadków, ale nie wierzę w przerzucanie wojsk, jakiś desant. Raczej podpłynie jakiś pancernik, będzie straszenie flotą... Traktowałbym to jednak głównie jako takie wsparcie militarne polityki utrzymywania Baszszara al-Asada. Sytuacja w Syrii jest tak niejasna... Trzy rodzaje opozycji walczące z Asadem, a obok Państwo Islamskie, Kurdowie, Turcja. Wszyscy się tłuką ze wszystkimi. Kocioł. I Putinowi wcale nie chodzi o wygrywanie wojny.

- Nie opłaca mu się?

- Nie sądzę. On nie chce wygrać żadnej wojny, ale uzależnić Asada od siebie w jeszcze większym stopniu. Uzależnić syryjską armię od dostaw rosyjskiej broni, bo to ogromny biznes. I kontrolować syryjskie zasoby energetyczne, stawiając na tego, kto utrzyma się dzięki temu wsparciu najdłużej, czyli na Asada. Zarazem pokazuje światu i Rosjanom, że Rosja jest obecna w regionie. Mleko wylało się jednak znacznie wcześniej, kiedy w Paryżu szefowie dyplomacji USA i Rosji, Kerry i Ławrow, podpisali porozumienie w kwestii Syrii. Przecież tym samym Stany same uznały równoprawną rolę Rosji na Bliskim Wschodzie.

- Mam wrażenie, że Putin ograł nie tylko Zachód, ale także USA i stało się tak dlatego, że ani Kerry, ani Obama nie radzili sobie ze sprawami Europy Wschodniej i Bliskiego Wschodu.

- Znajdzie pan zapewne bardziej ostrych krytyków prezydentury Obamy niż ja, bo to jest łatwe. Trzeba jednak przyznać, że Obama mógł mieć szereg spraw nieprzemyślanych. Mógł tu też zaciążyć pokojowy Nobel, po którym Obama po dwóch krokach do przodu robi jeden do tyłu... To zaczęło się jednak sypać jeszcze za czasów Busha jr, po rozwaleniu Iraku. Pomysł demokratyzacji państw Maghrebu był przecież upiorny!

- Był, ale w Maghrebie to chyba bardziej pomysł Europy Zachodniej niż USA. Stany były już wtedy bardziej ostrożne...

- W przypadku Libii na pewno. Cała polityka wobec państw arabskich może taktycznie była momentami słuszna, ale strategicznie to była klęska.

- Putin wygrał bitwę, wygra i wojnę? Przyklepie posiadanie Krymu, wschodnią Ukrainę?

- Właściwie mu już pozwolili. Do pierwszych bombardowań wszystko szło przecież w tym kierunku. Zachód sugerował, że może ta wschodnia Ukraina to jakiś problem, ale przecież bez porównania mniejszy niż Bliski Wschód i ta fala imigrantów, która szturmuje Europę. I uznali, że przy opanowaniu sytuacji przyda się pomocna dłoń Rosji. Tyle że Rosjanie, wyciągając pomocną dłoń, zawsze w drugiej dłoni trzymają młotek.

- Po tym, jak Rosja jednoznacznie wsparła Asada, USA się nie ruszą i nie zaangażują po stronie opozycji? Będzie kolejna odsłona wojny radziecko-amerykańskiej, ale cudzymi rękami?

- Przede wszystkim USA musiałyby mieć na kogo postawić, a opozycja przeciwko Asadowi jest skonfliktowana, rozproszona. Nie widać szans na wyłonienie się takiej jednej reprezentacji opozycji. A do tego dochodzą podziały religijne, w których USA czują się jak słoń w składzie porcelany. Zwłaszcza po Iraku. Być może zmienią coś wybory prezydenckie.

- Republikanie radziliby sobie lepiej niż Demokraci?

- Na pewno nieco inaczej. Choć też wątpię, czy chcieliby się zaangażować. Putin zaś konsekwentnie poszerza to pole, umacnia się. Prowadził umiejętną politykę wobec Iranu. Teraz gra na Asada. I w tej niezwykle skomplikowanej sytuacji, jaka jest w Syrii, to może być gra z perspektywą 10-letnią. Nie sądzę, żeby wcześniej coś tam się jednak zmieniło. Chyba że dojdzie do jakichś aktów terrorystycznych na najwyższym szczeblu.

Zobacz: Kukiz: Chcemy zmian, nie żadnej władzy!