"Super Express": - Był pan doradcą Bronisława Komorowskiego. Teraz prezydent chce wrócić do polityki i powiedział tak: "Jestem emerytem politycznym, ale jak zagrają hejnał, to jak stary koń ułański pójdę do ataku".
Prof. Tomasz Nałęcz: - To nie jest chęć ubiegania się o jakieś stanowiska, to jest po prostu chęć upominania się o te wartości, o które Komorowski walczył w latach 70. i 80. Deptane są praworządność i demokracja, więc trudno, żeby tacy ludzie jak Frasyniuk, Komorowski czy Wałęsa znajdowali się na politycznej emeryturze.
- Czy rozmawiał pan na temat tej wypowiedzi z prezydentem Komorowskim? Czy on na pewno nie chce kandydować na żadne stanowisko?
- Dla mnie to jest tak oczywiste, że Bronisław Komorowski już nie aspiruje do kandydowania na żadne godności, że nawet wprost się o to nie zapytałem.
- Aha! Czyli pan nie wie, panie profesorze. A przecież Komorowski to człowiek dla polityki tak młody, że mógłby jeszcze coś zrobić. A on sobie siedzi w tej Budzie Ruskiej i udziela wywiadów.
- Jest to człowiek o ładnych parę lat młodszy od młodzieńca polskiej polityki Jarosława Kaczyńskiego. Tak że oczywiście to żaden emeryt.
- Od młodzieńca polskiej polityki...
- Wigor pana Kaczyńskiego jest iście młodzieńczy, jeśli chodzi o demontowanie w Polsce demokracji. Natomiast wracając do Komorowskiego, to wielokrotnie rozmawialiśmy i jest on pełen niepokoju, jeśli chodzi o rozwój wydarzeń w Polsce. Prezydent Komorowski jest historykiem, i to okresu międzywojennego, więc zna te scenariusze osuwania się systemu demokratycznego w dyktaturę.
- Mogę powiedzieć coś brutalnego?
- Tak.
- Może być tak, że obecność Bronisława Komorowskiego w jakimkolwiek składzie popierającym kogoś, może być przeciwskuteczna, może działać nie in plus, tylko in minus.
- Odpowiem panu równie brutalnie. Nie dziwi mnie taka argumentacja, bo znam ten język nienawiści z lat 60., jestem człowiekiem ukształtowanym przez Marzec '68 i już słyszałem argumentację w ustach władzy, że obecność Polaków żydowskiego pochodzenia jest kompromitująca.
- Wcale nie myślałem o żydowskich korzeniach.
- Na litość boską, przecież w przypadku Komorowskiego genealogia jest udokumentowana, to człowiek o szlacheckich korzeniach ze Wschodu.
- Ale ja myślałem o czymś bardzo praktycznym, o czymś takim, o czym myślą polityczni realiści - jeżeli przegrałeś ważny bój, to ciąży na tobie odium przegranego.
- Od czasu do czasu czytam "SE" i naprawdę podziwiam imponujące grono pańskich czytelników. Ale życzyłbym panu, ponieważ pana lubię, żeby "SE" miał chociażby jedną czwartą wyborców Komorowskiego z 2015 roku - oczywiście o ile chodzi o grono odbiorców "SE". Komorowski przegrał z Andrzejem Dudą minimalną różnicą głosów, najmniejszą w dziejach. To była prawie połowa Polski! Więc jeśli pan twierdzi, że ta połowa Polski jest dzisiaj nic niewarta.
- O nie, ja tego nie powiedziałem. Po prostu zapytałem o odium przegranego.
- I pan o to pyta? Niech pan napisze na jedynce "SE" o człowieku, który ma skopane cztery litery w ośmiu czy dziewięciu klęskach, a jednak się odbił. Nie mówię, że Bronisław Komorowski chce to zrobić.
- Znowu pan mówi o Kaczyńskim.
- To pan powiedział.
- Nie, to pan powiedział. Był skopany i przetrwał.
- Pan się myli, ja mówiłem o Marku Suskim.
- Naprawdę?
- To wierny giermek Kaczyńskiego.
- Podobnie jak Bronisław Komorowski jest pan historykiem. Oglądał pan bardzo brutalne wydarzenie w Radomiu, kiedy Młodzież Wszechpolska kopie członka KOD. Bardzo brzydkie zdjęcia, bardzo brzydkie zajście. Ale pan jako historyk, szczególnie historyk znający II RP, wie, że wtedy bywało gorzej.
- Nie. Bandytyzm na ulicach próbowano robić jeszcze gorszy. Tyle że jest zasadnicza różnica pomiędzy reakcją państwa. W Radomiu policja bawiła się na pikniku. A przecież w tym mieście jest wojewódzka, radomska komenda policji! Więc żeby w centrum Radomia, w dniu obchodów radomskiego czerwca nie było policjanta? To jest taka absencja policji, jak podczas przejazdu Narutowicza do Sejmu w grudniu 1922 roku, kiedy policja demonstracyjnie nie interesowała się tym, co się dzieje na ulicach. To, co widzieliśmy w Radomiu, to były ekscesy bandyckie. W II RP zdarzały się takie wydarzenia, ale nieprzypadkowo organizacje, których członkowie byli za nie odpowiedzialni, były nielegalne. ONR w II RP został zdelegalizowany, gdy pokazał swoją bandycką twarz.
- Sądzi pan, że Młodzież Wszechpolska powinna zostać zdelegalizowana na podstawie tego incydentu?
- Nie na podstawie jednego incydentu. Trzeba też rozróżniać Młodzież Wszechpolską i ONR.
- Młodzież Wszechpolską bardzo czynnie organizował Roman Giertych.
- Tak, ale to było w latach 90.
- Ale nie powie pan, że to były błędy młodości, bo on nie był wtedy specjalnie młody.
- Lecz to była też inna Młodzież Wszechpolska.
- Inna? A pamięta pan, jak głośno zamawiali pięć piw? Naprawdę mieli olbrzymie pragnienie.
- Nie bronię decyzji o wskrzeszeniu Młodzieży Wszechpolskiej, ale kładę to na karb radosnej twórczości lat 90. Wolę obecnego Giertycha niż tego sprzed ćwierć wieku.
- A słyszał pan, jakie Giertych robi donośne imprezy?
- Byłem na tej imprezie.
- Wiem, że pan był, bo pokazywaliśmy pana zdjęcia. I jak było, fajnie?
- Zdziwiłem się, że byłem na jakiejś balandze.
- Sąsiedzi nam powiedzieli, że było strasznie głośno. I policja dwa razy przyjechała.
- Bo impreza była tańczona. I muszę powiedzieć, że krąg taneczny jest przekleństwem obecnych imprez dla ludzi takich jak ja, czyli nietańczących.
- Pan nie tańczy? Dlaczego?
- Wróćmy do okresu międzywojennego i nielegalnych zachowań. Wie pan, co w Radomiu było największym skandalem i co zupełnie nie przypomina II RP, tylko bardziej III Rzeszę? Komentarz rzeczniczki PiS, pani Mazurek, która powiedziała, że rozumie tych młodych ludzi. I włos jej z głowy nie spadł.