"Super Express": - Co będzie pan świętował w 35. rocznicę podpisania porozumień sierpniowych? Początek walki, która doprowadziła do obalenia komunizmu, czy największy triumf ruchu robotniczego w najnowszej historii Polski?
Piotr Duda: - Na pewno to drugie. Ci, którzy w 1980 roku byli na barykadach, walczyli przede wszystkim o sprawy społeczno-ekonomiczne. Przecież to postulaty robotnicze były podłożem strajków sierpniowych. Wszystko zaczęło się od zwolnienia śp. Anny Walentynowicz, która wstawiała się za pracownikami. Zresztą wszystkie zrywy społeczne w PRL - czerwiec 1956, grudzień 1970, czerwiec 1976 roku - miały podłoże pracownicze. Protestujący żądali godnej pracy i godnej płacy. Perspektywa zmiany ustroju, obalenia komunizmu przyszła później.
- Patrząc z perspektywy czasu, wolność udała nam się chyba lepiej niż sprawy pracownicze?
- Zdecydowanie. Po 1989 roku programem solidarnościowego rządu nie były postulaty sierpniowe. Dla ówczesnych rządzących stały się one, niestety, reliktem przeszłości. Lech Wałęsa tłumaczył wtedy, że był to tylko straszak na komunistów. Żyliśmy w wolnym kraju, ale to, o co walczyli robotnicy w 1980 roku, zostało zepchnięte na margines.
- W rocznicę porozumień sierpniowych mówi się zawsze o wolności, a mało lub wcale o aspekcie społeczno-ekonomicznym. W III RP łatwiej było mówić o obalaniu komunizmu, a nie o prawach pracowniczych, bo nie trzeba było tłumaczyć Polakom, czemu ludzie Solidarności zdradzili robotników?
- Niestety ma pan rację. Zwróćmy uwagę choćby na ubiegłoroczne obchody wyborów z 1989 roku. Mówiło się o zrzuceniu kajdan i bezprzykładnym sukcesie transformacji. Pewnie, że Polska się rozwija. Gospodarka rośnie, ale PKB, który wszyscy wypracowujemy, nie przekłada się na poprawę sytuacji zwykłych pracowników. Przemilcza się to, że międzynarodowe korporacje przychodzą do naszego kraju, bo widzą tu tylko tanią siłę roboczą.
- To się podobno nazywa wolność gospodarcza.
- Wolność te firmy traktują jako swobodę do zniewalania innych - zatrudniania pracowników na śmieciowych umowach, za śmieciową płacę. Rocznica porozumień sierpniowych powinna być momentem refleksji, że rynek pracy nam się w III RP nie udał i trzeba go w końcu naprawić. Możemy dziękować bohaterom strajków z 1980 roku za ich odwagę, ale najlepszym podziękowaniem byłoby wcielenie ich postulatów w życie.
- Te postulaty czyta się dziś jak listę problemów nie tylko PRL, ale i III RP. Mamy problemy z płacą, dostępem do służby zdrowia i zabezpieczeniem socjalnym - robotnicy wypisali to wtedy na sztandarach. Nie możemy się nawet doczekać swobody zrzeszania się w związkach zawodowych! Dziś mogą funkcjonować spokojnie tylko w państwowych zakładach. Prywatny biznes stara się, żeby związki u nich nie powstawały.
- To jest ogromny problem. Wspomnieliśmy, że zagraniczne firmy przychodzą do nas robić biznes, bo mamy tanie koszty pracy. Temu sprzeciwiają się związki zawodowe i dla takich firm stają się one największym wrogiem. Najgorsze jest to, że wszystko dzieje się za cichym przyzwoleniem rządu!
- Jak to?
- Jak słyszę panią premier, która sugeruje, że może warto zapytać w referendum o ograniczenie przywilejów związkowców, to nóż mi się w kieszeni otwiera. GUS opublikował raport na temat związków. Wynika z niego, że wcale nie mają tak dobrze, jak to przedstawia rząd. Związki wręcz potrzebują pomocy państwa, aby godnie reprezentować interesy pracowników. A tak jesteśmy atakowani przez rząd tylko za to, że podnosimy głowy i upominamy się o los pracownika.
- W jednej z amerykańskich firm na Pomorzu pracowników zwolniono w drodze do gabinetu dyrektora, gdy nieśli dokumenty rejestracyjne związku. Myśli pan, że to zła wola polityków czy raczej ułomne prawo pozwalają na takie patologie?
- Z jednej strony ułomne prawo, nad którym trzeba pracować. Z drugiej, zagraniczne firmy widzą, że udaje się w jakimś zakładzie pracy coś takiego robić i nikt na to nie reaguje. Nie protestuje choćby Ministerstwo Pracy. Jest na to, jak wspomniałem, ciche przyzwolenie. Zresztą inwestorzy zagraniczni są dobrze poinformowani i widzą, jakie nastroje są wśród ekipy rządzącej. Jak ona wypowiada się o związkach zawodowych. Jak powstają plany uciszenia związkowców. A przecież w swoich krajach wiele firm, które w Polsce za nic mają prawa pracownicze, jest wzorami dialogu społecznego! Rządzący wiele mówią, że liderzy związkowi mają zbyt duże przywileje. Potem okazuje się, że pracodawca zwalnia sobie takiego lidera i związek zawodowy się już nie odradza.
- Nie ma w Polsce klimatu dla związków zawodowych?
- Co tu dużo mówić - jak chcemy protestować na ulicach, to mówią, że przeszkadzamy mieszkańcom. Jeżeli ogłaszamy strajk, bo nie mamy już innego wyjścia, to słyszymy, że chcemy zrujnować swoje zakłady pracy. Jeśli zgodnie z prawem zbieramy podpisy pod wnioskiem referendalnym, to mówią, że robimy hucpę polityczną. Można nas krytykować, ale nie można nam odbierać prawa do działalności w ramach państwa demokratycznego!
- Związki bywają w Polsce oskarżane o całe zło tego świata. Ale czy nie pomagacie krytykom, angażując się w politykę? Nie odbieracie sobie wiarygodności np. popierając kandydata PiS na prezydenta?
- Gdybyśmy ja i paru szefów regionów byli kandydatami PiS, to wtedy byłaby to prawda. Solidarność ma jednak swoją politykę. Chcemy współpracować z każdą partią. Spotykałem się z Millerem i Kaczyńskim. Chciałem się też spotykać z Tuskiem i Ewą Kopacz, ale nie życzyli tego sobie. Są zupełnie niewiarygodni, a z oszustami nie gra się w karty. Jeśli PiS dojdzie do władzy i nie będzie się wywiązywał ze zobowiązań, potraktujemy go jak każdą inną partię, która działa przeciwko pracownikom.
- Poparcie dla Andrzeja Dudy w wyborach nie było przekroczeniem granicy między grą z politykami a graniem pod ich dyktando?
- Wybory prezydenckie to wybory obywatelskie i Solidarność za każdym razem kogoś popierała. Raz był to Lech Wałęsa, innym razem Marian Krzaklewski czy Lech Kaczyński. Zawsze popieraliśmy konkretnego kandydata, a nie partie polityczne. Raz popełniliśmy błąd z AWS, ale więcej takiego błędu nie będzie.
- Rozumiem, że w najbliższych wyborach parlamentarnych nie poprzecie PiS?
- Nie. Jeśli Senat wyrazi zgodę na referendum w sprawie m.in. wieku emerytalnego, skupimy się na kampanii referendalnej. Będziemy też kontynuować akcję "Sprawdzam polityka" i odświeżymy Polakom pamięć. Przypomnimy, jak to przez osiem lat pani premier "słuchała, rozumiała i pomagała" - żeby zacytować hasło jej kampanii.
Zobacz także: Zobacz, jakie zmiany czekają nas podczas wyborów