Opinie. Prof. Jerzy Osiatyński: Wielki test dla banków

2015-01-27 3:00

Rozmowa Przemysława Harczuka z członkiem Rady Polityki Pieniężnej prof. Jerzym Osiatyńskim.

"Super Express": Czy państwo - prezydent lub rząd - powinny przygotować rozwiązania mające na celu pomoc frankowiczom?

Jerzy Osiatyński: - Jako członek RPP nie powinienem się wypowiadać z pozycji krytyka czy doradcy tych najwyższych organów władzy. Mogłoby to bowiem być uznane za zajmowanie się działalnością polityczną, czego ustawa o NBP członkom RPP zakazuje.

- W takim razie zapytam pana jako ekonomistę - jakie są możliwe formy pomocy osobom, które wzięły kredyt we franku szwajcarskim?

- Propozycje różnych form pomocy były już przedstawiane, zarówno przez prezesa Narodowego Banku Polskiego, jak i Komisję Nadzoru Finansowego oraz Związek Banków Polskich. Prawdopodobnie różne banki pójdą różnymi ścieżkami.

- Dlaczego?

- To kwestia umów, jakie konkretne banki zawierały ze swoimi klientami. W jednych bankach stosowano klauzulę, że LIBOR (wysokość oprocentowania depozytów i kredytów na rynku międzybankowym w Londynie - przyp. "SE") może być tylko dodatni, w innych - nie. Sprawa jest skomplikowana. Warto jednak zwrócić uwagę na jedną, moim zdaniem szczególnie ważną kwestię.

- Jaką?

- Często mówi się o tym, że banki są instytucjami publicznego zaufania. Że szczególnie te duże nie mogą upaść, bo wtedy nastąpi efekt domina, zagrażający całemu systemowi bankowemu. Wobec tego zgadzamy się, że w sytuacjach kryzysowych bankom trzeba pomagać z pieniędzy podatników i ta argumentacja jest słuszna. Jednak kategorii banku jako instytucji publicznego zaufania nie należy stosować jednostronnie - tylko do sytuacji, kiedy banki trzeba zasilić z państwowej kiesy. W obecnej sytuacji banki stoją przed nie mniej poważną próbą. Zawsze bowiem znajdują się one w pozycji strony silniejszej wobec kredytobiorcy. W dziedzinie ryzyk kredytowych, marż własnych i u konkurencji, zmienności kursów itd. ich wiedza jest nieporównanie większa niż ich klientów. Co więcej - wiedzą, że jeśli nawet ich klient przeczyta to, co jest w umowie napisane małym drukiem, i powie, że się na to nie chce zgodzić, to mu powiedzą - dziękujemy, nie mamy o czym rozmawiać. I w drugim, trzecim banku ten klient spotka się z podobną asymetrią sił. Ale jeżeli klienci masowo mieliby dojść do wniosku, że w tych kontraktach byli nierówno i nie fair traktowani - to w jakim sensie z ich punktu widzenia banki pozostaną instytucjami "publicznego zaufania"? I teraz to od nich zależy, czy zasłużą na miano instytucji publicznego zaufania w oczach swoich klientów. To test dla nas wszystkich, bo te koszty muszą być jakoś rozumnie rozłożone, ale przede wszystkim dla banków, które powinny poszukać optymalnych rozwiązań powstałej sytuacji.

- Kredytobiorcy nie mieli przecież świadomości ryzyka. O pracownikach banków nie można tego powiedzieć?

- Wchodzi pan na trochę grząski grunt. Załóżmy, że rezygnuje pan z pracy w mediach i zakłada firmę powiedzmy produkującą meble. Taka działalność będzie także związana z ryzykiem. Podobnie jak ktoś bierze kredyt konsumpcyjny. Niezależnie od tego, w jakiej walucie został zaciągnięty. Ponadto warto pamiętać, że kiedy ktoś brał kredyt we frankach, to nie dlatego, że lubi szwajcarską czekoladę czy uwielbia w Szwajcarii jeździć na nartach, ale dlatego, że w Polsce były znacznie wyższe stopy procentowe. Ich podnoszenie miało na celu walkę z inflacją. Tymczasem w innych krajach z inflacją walczono nie wysokimi stopami procentowymi, a porozumieniami zawieranymi przez organizacje pracodawców i związki zawodowe pod egidą rządu, w celu utrzymania w ryzach wzrostu płac w stosunku do wydajności pracy. W Polsce było inaczej, co wynikało głównie z doktrynalnego wyboru. Efektem były olbrzymie różnice między krajowymi i zagranicznymi stopami procentowymi. To był systemowy błąd, za który wszyscy dziś płacimy. I banki, i kredytobiorcy.

- Czyli problemy frankowiczów wynikają z błędu systemu państwa?

- W jakimś stopniu wynikają z wyboru instrumentów polityki gospodarczej. Ja nie jestem wielkim entuzjastą związków zawodowych w ich dzisiejszej postaci w Polsce, a tym bardziej ich central. Jednak jak nie ma silnych związków zawodowych, słabe są też organizacje pracodawców i słabe podstawy dialogu społecznego. I dla hamowania inflacji trzeba wtedy podwyższać stopy procentowe i stopy bezrobocia. Na sprawy franka i stabilności naszego systemu finansowego należy wobec tego patrzeć w szerszym kontekście.

- Jak w takim razie rozwiązać problem osób, które zaciągnęły kredyt we frankach szwajcarskich?

- Problem musi być rozwiązany i będzie rozwiązany. Widać zresztą, że działają w tym kierunku zarówno zainteresowane strony tych kontraktów, jak i władze państwowe, od których rozpoczął pan naszą rozmowę. Problem dotyczy bowiem nie tylko naszych oszczędności, ale i długotrwałej stabilności naszego systemu finansowego.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail