Prezydent Andrzej Duda chce, żeby w sprawie Konstytucji RP odbyło się w przyszłym roku referendum. Jest to pomysł dość zaskakujący. Być może od czasów Bronisława Komorowskiego utrwala nam się tradycja, że każdy prezydent chce mieć swoje referendum od czapy, na które nikt nie pójdzie. I Duda nie chciał być gorszy. Mógł jednak wybrać tańszą metodę upodobnienia się do poprzednika. Nie wiem... Może zapuścić wąsy?
Od kilku ostatnich wystąpień prezydenta któryś z doradców sufluje mu co najmniej dziwne pomysły. Jeżeli to ten sam, który poradził, by na jednym oddechu gloryfikować ludowe Wojsko Polskie i Żołnierzy Wyklętych, a zarazem pojechać po dzieciach i wnukach zdrajców, to może lepiej wysłać go na jakiś kurs łapania kontaktu z rzeczywistością, zwykłymi ludźmi i ich problemami.
Sam nie przepadam za obecną konstytucją. W wielu elementach jest ona bublem, jak wiele pomysłów politycznych z początku naszej transformacji. Jeżeli PiS i prezydent chcą ją jednak zmienić, to niech po prostu przygotują i przegłosują swój projekt przez parlament. I tyle.
Chyba że chodzi o cyrk (wciąż wierzę, że jednak nie). Albo o utrwalenie obowiązywania tej starej. Nie dałbym głowy, czy prezesowi Kaczyńskiemu naprawdę marzy się rozszerzenie uprawnień prezydenta i przekazanie Andrzejowi Dudzie większej władzy...
Pomysł prezydenta jest bez sensu co najmniej z trzech powodów. Po pierwsze, nowa władza oprócz kwękań na obecną konstytucję niczego nowego nie zaproponowała. Rozumiem, że dawny projekt, który został po cichu "zniknięty" ze stron PiS, już nie obowiązuje. A prace nad nowym mogą wyglądać tak, jak prace Jacka Sasina nad ustawą o metropolii warszawskiej. PiS tylko by na tym tracił, więc po co w ogóle?
Po drugie, nawet jeżeli PiS stworzy jakiś projekt, to w obecnej atmosferze młócki politycznej każde referendum musiałoby się zamienić w tępy plebiscyt za PiS albo przeciwko PiS. Więc po co w ogóle?
Po trzecie, to może być dotkliwa frekwencyjna wtopa dla prezydenta i rządu. Na imprezkę pod tytułem "wypowiedzmy się o konstytucji" większość Polaków zapewne się nie pofatyguje. Bo i po co? PiS i tak nie ma większości, by ją przegłosować. Sam pofatygować się też nie zamierzam. No, może co najwyżej pomacham tym, którzy jednak na to pójdą, przez okno.
A i to, ot tak, od niechcenia.