- Bo polski rząd wystawia kontrkandydata przeciwko Polakowi?
- Bierze się ono stąd, że nie tak się prowadzi politykę w Unii. Normalnie taką kandydaturę szykuje się w ciągu kilku miesięcy, prezentując taką osobę, jej zalety, ewentualnie jakie są słabe strony obecnego przewodniczącego i jak je ten kandydat rekompensuje. A Jacka Saryusz-Wolskiego nikomu w Brukseli nie trzeba specjalnie przedstawiać. Jeśli PiS poważnie myślałby o jego kandydaturze, zastosowałby europejską metodę dyplomacji.
- PiS zrobił to po swojemu. To źle?
- Sposób, w jaki zgłosił tę kandydaturę, spotkał się z niezrozumieniem wśród polityków Unii Europejskiej.
- Minister Waszczykowski, który wyrusza w tournée po stolicach Europy, może kogoś przekonać?
- To jakieś pół roku za późno, żeby miało być to skuteczne. Pamiętajmy, że Donald Tusk jeździł po stolicach Unii Europejskiej już jakiś czas temu.
- PiS może liczyć, że socjaliści zgłoszą teraz swojego kandydata na stanowisko szefa RE. Nie przeliczą się?
- Gdyby się okazało, że wskutek przedłożenia kandydatury Jacka Saryusz-Wolskiego powstaną rozbieżności w Europejskiej Partii Ludowej lub z frontu wsparcia dla Donalda Tuska wyłamie się któryś z rządów chadeckich, nie można tego wykluczyć. Nawet 9 marca rano, czyli w dniu, kiedy ma zapaść decyzja co do dalszych losów przewodniczącego Tuska.
- Takie scenariusze już się w grupie socjalistów pisze?
- Nie ukrywam, że jest taka pokusa. W Parlamencie Europejskim chadecy mają nieznacznie więcej posłów niż socjaliści, a zajmują obecnie wszystkie trzy kluczowe stanowiska w Unii. Jeśli dostrzeżono by szansę, aby nasz kandydat został szefem RE, na pewno zostanie ona wykorzystana.
- A jeśli EPL zachowa jedność?
- Socjaliści uznali, że skoro jest dość powszechny konsensus w sprawie Donalda Tuska, to nie będą wprowadzać kolejnego powodu do destabilizacji sytuacji UE. I tak nie brakuje jej problemów. Jedność EPL będzie oznaczać podtrzymanie naszego stanowiska.