W dniu wyborów dokonuje się cud nad urną. Prezes rządzącej partii wychodzi do dziennikarzy i ogłasza, że ma większość konstytucyjną, a rekordowy wynik zgarnął poseł Misiewicz. Reporterzy "Super Expressu" ruszają do jego okręgu - jednak przez cały dzień nie znajdują nikogo, kto by na niego głosował. Międzynarodowi obserwatorzy przysłani przez OBWE od rana zgłaszają dziesiątki przekrętów w komisjach wyborczych. Wieczorem kukiełkowy Sąd Najwyższy, wyznaczony osobiście przez ministra sprawiedliwości, odrzuca hurtowo wszystkie skargi. Ogłasza, że wybory są ważne.
Science fiction? Dziś jeszcze tak. Ale wystarczy, że PiS przepchnie skandaliczny projekt ustawy o Sądzie Najwyższym - i każdy kolejny rząd będzie mógł ręcznie ustawiać wyniki wyborów.
Sąd Najwyższy bada protesty wyborcze. Określa, czy wybory odbyły się uczciwie i bez przekrętów. Kontroluje, czy partie polityczne nie przyjmują lewych pieniędzy albo nie kupują głosów. Sprawdza, czy nikt nie próbował zmusić ludzi do głosowania wbrew ich woli. Takie rzeczy zdarzają się nie tylko w Rosji, w Turcji czy na Białorusi. Dlatego sąd, który rozstrzyga protesty wyborcze, musi być całkowicie bezstronny.
Jeśli Zbigniew Ziobro dopnie swego, niestety tak nie będzie. Na boisku ustawionym przez PiS napastnik będzie wyznaczać sędziego. I zmieniać go w trakcie gry, jeśli nie spodoba mu się żółta kartka. Minister będzie mógł jedną decyzją pozbyć się wszystkich obecnych sędziów. Niepokorni zostaną odesłani "w stan spoczynku". Zbigniew Ziobro sam wybierze ludzi, którzy rozstrzygną o ważności wyborów.
Wiele można zarzucić polskim sądom. Pełno tam biurokracji, bezduszności i ślepoty na ludzką krzywdę. Widać to było choćby w przypadku reprywatyzacji. Sądy potrzebują zmian. Ale to, co robią posłowie PiS, to nie jest żadna naprawa sądownictwa, tylko zwykły napad. Chodzi im o to, żeby stołki przejęła nowa kasta, wyznaczona osobiście przez Zbigniewa Ziobrę i całkowicie od niego zależna. O nic więcej.
Politycy nie mogą sterować składem sądu, który decyduje o uczciwości głosowania. W tej jednej sprawie wszyscy, absolutnie wszyscy, którym zależy na wolnych wyborach - od Partii Razem po Kukiza - powinni powiedzieć jednym głosem: nie!