W czwartek rano wybuchła medialna bomba: minister finansów napisał, że nie może pozytywnie zaopiniować programu 500+. Najważniejsza uwaga dotyczyła oczywiście pieniędzy. W tegorocznym budżecie państwa na projekt przeznaczono 17,055 mln zł, ale minister rodziny chce 17,275 mln zł. - Czyli prawie o 220 mln zł więcej - dziwił się minister.
Zebrała się burza, ale kilka godzin później minister uspokajał, że wszystko jest w porządku. Skąd więc negatywna opinia? Z braku czasu, z nawału pracy. A 220 mln zł, których brakuje? - Drobny mankament - tak tłumaczył się Szałamacha. Minister Elżbieta Rafalska (61 l.) mogła więc kilka razy zapewnić rodziców, że wiosną dostaną 500 zł.
- Ustawa zostanie przyjęta w lutym, w marcu będzie vacatio legis, a od drugiego kwartału, czyli od 1 kwietnia, będzie można składać wnioski - mówiła. Minister zastrzegła, że gminy będą miały trzy miesiące na rozpatrzenie wniosku. W niektórych miejscach może się więc zdarzyć, że rodzice złożą wniosek w kwietniu, a zostanie on rozpatrzony dopiero w czerwcu. Dostaną jednak wyrównanie od kwietnia.
Problemy dostrzegają natomiast samorządowcy. - Dotąd nie ma żadnych projektów rozporządzeń. A one są najważniejsze, bo na ich podstawie będą wypłacane pieniądze - mówi nam Andrzej Porawski (65 l.), dyrektor Biura Zarządu Miast Polskich. - Dlatego prosimy minister Rafalską o więcej czasu niż ustawowy miesiąc na przygotowanie się - dodaje Porawski. Wczoraj minister odpowiedziała, że nie ma o tym mowy.
ZOBACZ: Beata Szydło w redakcji "Super Expressu": Musimy budować markę Polski