Marek Król: 5 milionów dolarów z kapelusza

2011-04-05 4:00

Proces o uznanie w Polsce wyroku sądu USA w sprawie milionowego odszkodowania komentuje pozwany

"Super Express": - Jutro polski sąd wypowie się w sprawie wyroku sądu amerykańskiego, na podstawie którego pan i "Wprost" mają zapłacić 5 mln dol. córce Włodzimierza Cimoszewicza i jej mężowi.

Marek Król: - Córka pana Cimoszewicza i jej mąż Russell Harlan pozwali nas o naruszenie dóbr. Opisaliśmy to, co opowiedział na konferencji sam Włodzimierz Cimoszewicz. Stwierdził, że w czasach, kiedy był premierem, pieniądze na zakup akcji Orlenu pożyczył od córki mieszkającej w USA. Po nabyciu akcji sprzedał je z zyskiem, a następnie oddał pożyczkę i podzielił się zyskiem z córką. My zadaliśmy pytanie, czy pożyczka była rejestrowana, a następnie o to, czy państwo Cimoszewicz-Harlan zapłacili podatek w USA.

- I owym naruszeniem dóbr było...?

- Tekst, którego autorem był Jan Fijor, miał naruszyć wiarygodność Harlana jako adwokata w USA. Przytaczam autora tekstu, Polaka mieszkającego w USA, gdyż on nie występuje w procesie. Nie wiem jak, ale zawarł porozumienie z Cimoszewiczami.

- W sprawie pojawia się pan i tygodnik "Wprost"...

- Do niedawna za felieton pozwany był także nieżyjący już Maciej Rybiński. Na szczęście polski sąd wyłączył go ze sprawy. Cieszę się, gdyż w ten sposób jego spadkobiercy nie będą ścigani. Jest to jednak pewna zagadka prawna. Polski sąd zaingerował bowiem w ten sposób w treść wyroku amerykańskiego. Porozumienie Polski z USA zakłada odrzucenie bądź przyjęcie go w całości. Sąd ma teraz zadecydować, czy orzeczenie jest zasadne i mieszczące się w normach prawa polskiego. Jeżeli tak, nastąpi egzekucja orzeczenia. W przeciwnym przypadku oddali sprawę.

- Odszkodowanie rzędu 5 milionów dolarów może się mieścić w normach naszej rzeczywistości...

- Z tego co wiem, nie było takiego wyroku nawet w rzeczywistości europejskiej. Pierwsza sprawa złożona przez córkę Cimoszewicza została przez amerykański sąd oddalona. Nie wykazała wraz z mężem jakichkolwiek strat wynikających z tekstów. W drugim procesie w Chicago wymienili narażenie ich imienia na szwank wśród 1135 czytelników "Wprost" w USA. Stąd te 5 milionów dolarów, choć to suma z kapelusza. - Uznanie ich racji byłoby precedensem i oznaczało bankructwo tytułu prasowego.

- Rzeczywiście nie było jeszcze takiego werdyktu. Wszystko wskazuje na to, że państwo Cimoszewiczowie zażądają tych 5 mln od jednego tylko podmiotu. I odnoszę wrażenie, że tym wskazanym podmiotem będę tylko ja. Polski sąd z niewiadomych powodów odrzucił notarialne oświadczenie mojej asystentki, która zeznała, iż nigdy nie miała w ręku zawiadomienia o drugim procesie w Chicago. W związku z tym poważnie obawiam się tego wyroku.

- Pojawił się taki zarzut, że zbagatelizowaliście proces w Chicago. Gdybyście byli obecni, podobno trudno byłoby go przegrać.

- Ależ nie było powodu! Poprzedni proces zakończył się po naszej myśli. Byliśmy przekonani, że na tym koniec. O wyroku w kolejnym procesie dowiedziałem się z polskich mediów latem. Wyrok był z lutego, więc nie mieliśmy nawet szansy złożenia rewizji. Czy wiedząc o sprawie, nie złożyłbym jej?

- Powiedzmy, że sprawa nie potoczy się po pana myśli. Co może pan zrobić?

- Otóż nic. Nie mam wówczas żadnego ruchu, gdyż nie podlega on apelacji. Nawet jeżeli zostanie odrzucony.

Marek Król

Dziennikarz, b. redaktor naczelny tygodnika "Wprost"