Najgorzej dla nich, gdyby się okazało to, o co każdy normalny krążący po urzędach człowiek może ich podejrzewa, ale ponieważ ja nie mam dowodów, więc nie będę tu tego pisał. O kim mowa? O 28 urzędnikach gdańskich urzędów skarbowych, którzy zajmowali się szeroko rozumianą działalnością Marcina P., prezesa Amber Gold.
"Super Express" dotarł do wstępnych wyników kontroli w dwóch gdańskich urzędach skarbowych, które zarządził minister finansów właśnie w sprawie Amber Gold. Po kontroli zawiadomiono prokuraturę.
28 pracowników tych urzędów nie dopełniło swoich obowiązków, nie żądając na przykład od oszusta wielu dokumentów dotyczących jego różnych firm. Dziwnym trafem nie nękały też "biznesmena" wezwaniami do przedstawienia chociażby deklaracji podatkowych.
I tak nieniepokojony przez urzędy skarbowe Marcin P. rozwijał swoje interesy, w tym perłę w koronie, czyli Amber Gold. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku dostała od kontrolerów Ministerstwa Finansów zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez urzędników skarbówki.
Czy brali łapówki? Nie wiadomo. Ale naszych 28 reprezentantów systemu może okazać się całkiem niewinnych z nieznanych jeszcze powodów. W grę wchodzi 400 milionów wyłudzonych pieniędzy, które były dzielone, więc powody mogą być bardziej zaskakujące niż pomroczność jasna czy uraz goleni na przykład.
Na razie nasz system nauczył się sprawnie zakuwać w kajdanki i porywać zgodnie prawem z domu samotne matki małych dzieci za kilka tysięcy długu. Taki mamy system, jakich 28 reprezentantów