Można oczywiście odwracać kota ogonem i mówić, że "pedał" to nic strasznego, że to zwykła część roweru i że tak w Polsce homoseksualistów nazywa się od dawna i jakoś sądy do tej pory za to nie skazywały. Nie ma jednak wątpliwości, że nazywając homoseksualistę "pedałem", przekazujemy informację o naszym negatywnym stosunku do niego, o dezaprobacie, drwimy i chyba jednak jakoś go wyszydzamy. Piszę "chyba", bo niedawno gościłem w redakcji "Super Expressu" znanego gejowskiego działacza, który w trakcie towarzyskiej rozmowy powiedział mi, że geje między sobą często wyzywają się od "pedałów". Nie żartuję, to najszczersza prawda. Więc jak? Geje między sobą mogą, a hetero geja nie może? A gdzie równość wobec prawa? Nie ma przecież w Polsce żadnego procesu, w którym gej żądałby przed sądem od innego geja pieniędzy i przeprosin za to, że został nazwany "pedałem".
Z powodu wyroku sądu słowo "pedał" ze swoją negatywną konotacją nie zniknie ze słownika niektórych ludzi, niektórych anegdot i humoru sytuacyjnego. Wyrok jest jednak ważny, bo dotyczy intencji ludzi, którzy chcą brutalnie ranić innych ludzi za sprawy, do których najzwyczajniej w świecie nie powinni się wtrącać w myśl prostej sentencji: żyj i pozwól żyć.