Zyta Gilowska: Rząd ukrywa faktyczne rozmiary deficytu

2010-10-11 13:45

Projekt budżetu na 2011 rok i sytuację w finansach państwa ocenia prof. Zyta Gilowska

"Super Express": - Za dwa tygodnie miną trzy lata od objęcia rządów przez Platformę. Jak rząd poradził sobie ze współczesnymi wyzwaniami?

Prof. Zyta Gilowska: - W 2008 roku, to znaczy rok po objęciu władzy przez Platformę, powiedziałam, że rząd niczym Czerwony Kapturek beztrosko bieży przez ciemny las, a pół roku później - że ma budżet z księżyca. Od tej pory zmieniło się tyle, że Czerwony Kapturek został połknięty przez wilka. Zmieniliśmy więc konwencję na bardziej poważ-ną. Obecny budżet jest jeszcze bardziej kosmiczny, miejmy nadzieję, że nie opuści Układu Słonecznego.

Przeczytaj koniecznie: Jacek Rostowski zabierze nam ulgi na dzieci i becikowe!

- Ładna metafora. Ale zgodzi się pani, że rząd ma jednak osiągnięcia? Choćby reformę emerytur pomostowych czy prywatyzację spółek Skarbu Państwa...

- Ależ reforma pomostówek była przygotowana przez poprzedni rząd! A w przypadku prywatyzacji sektora energetycznego rzecz jest co najmniej kontrowersyjna.

- A to, że rząd w obliczu kryzysu finansowego nie wdrożył pakietów stymulacyjnych?

- Te pakiety w istocie były zastosowane, tylko bez zapowiedzi werbalnych. Wzrost wydatków rządu w roku 2010 w stosunku do roku 2009 wyniósł ponad 22 mld złotych. Tyle pieniędzy dosypano do gospodarki, żeby ją stymulować.

- Wróćmy do budżetu, który przedstawiono w Sejmie.

- Rząd, w zależności od potrzeb, mówi dziś o trzech rodzajach deficytu. W kraju, na potrzeby debaty publicznej, kładzie nacisk na deficyt budżetowy: 66,6 mld zł na 2010 rok. Mówi też o deficycie sektora finansów publicznych: 84 mld zł w 2010 roku, co jest określone przez ustawodawstwo krajowe. O jeszcze innym deficycie, 114,5 mld zł w 2010 r., mówimy, gdy przesyłamy raporty do Brukseli. Tam rachunki są prowadzone szerzej, zgodnie ze standardami Unii Europejskiej. W takim zamęcie informacyjnym obywatele się gubią. Część niedoborów, takie pomniejsze deficyty, zostały poupychane w przestrzeni finansów publicznych, po prostu - poodsuwane w czasie albo ulokowane po kątach.

Zobacz: Budżet 2011: Przeciętny Polak będzie miał 18 tys. zł długu

- Na przykład gdzie?

- Choćby wydatki na drogi zostały wypchnięte do Krajowego Funduszu Drogowego. A ten, wbrew nazwie, nie jest ani funduszem, ani jakąkolwiek organizacją. To tylko rachunek bankowy obsługiwany przez Bank Gospodarstwa Krajowego. I z tego Funduszu - a nie z budżetu - wydaje się pieniądze na drogi, też zresztą pożyczane. Ale te wydatki są i tak wliczane do deficytu sektora przez Unię Europejską. Powiększają ten deficyt i powiększają dług publiczny. Dlatego rząd ogłosił właśnie, że w przyszłym roku wydatki na drogi zmaleją. W ten sposób rząd kamufluje faktyczne rozmiary różnych niedoborów w finansach publicznych. To celowe działanie po to, żeby finanse wyglądały "ładniej".

- Czy zgadza się pani z prof. Krzysztofem Rybińskim - że Tusk zadłuży Polskę dwa razy bardziej niż Gierek?

- Jeśli chodzi o zadłużenie nominalne, to nie ma o czym dyskutować i Krzysztof Rybiński ma rację. Zresztą dwa razy bardziej premier Tusk nas zadłużył już teraz! Ale tylko nominalnie. Bo za Gierka byliśmy dużo biedniejsi, relacje do PKB wyglądały inaczej i inna była siła nabywcza.

Patrz też: Krzysztof Rybiński: Tusk zadłuży Polskę dwa razy bardziej niż Gierek!

- Z inicjatywy profesora Leszka Balcerowicza zamontowany został w eksponowanym miejscu w Warszawie, na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich, zegar długu publicznego. Przyniesie to jakiś pozytywny skutek?

- Oczywiście. Przecież jesteśmy wzrokowcami. Na co dzień operujemy pieniędzmi na nieporównanie mniejszą skalę, mamy dużo mniej zer. Większość Polaków nie ma świadomości, jak bardzo jesteśmy zadłużeni, a dług non stop rośnie, np. w czasie naszej krótkiej rozmowy wzrósł o 8 mln zł. Szkoda, że prof. Balcerowicz nie dodał do wielkości długu wyświetlanego na zegarze wydatków z budżetu państwa do OFE. W ten sposób zaniżył rachunek długu o ponad 20 mld złotych.

- Czy podczas pierwszego czytania ustawy budżetowej minister Rostowski powiedział prawdę o stanie finansów publicznych?

- Nie. Budżet na 2011 rok jest ponaciągany jak pośpiesznie garbowana skóra. Ale chodzi o to, by rząd jakoś przetrwał. Podniesione podatki, wysokie wpływy z prywatyzacji, zamrożone wynagrodzenia w sferze budżetowej. I te nieszczęsne zasiłki pogrzebowe, bezwiednie dopełniające obraz desperacji. Natomiast przemówienie ministra Rostowskiego osobliwe. Zdaje się, że jako minister finansów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego te obniżone podatki oraz zmniejszoną składkę rentową doprawiłam jakimś gazem paraliżującym. Ekstraśrodek, działa już trzy lata. Istny dopalacz.

Prof. Zyta Gilowska

Ekonomistka, w latach 2006-2007 wicepremier i minister finansów