Może się mylę, ale z liderem, który gniewa się na rzeczywistość i przypadkowe społeczeństwo, daleko chyba nie można zajechać...
Jerzy Kropiwnicki, pisowski prezydent Łodzi, został przez łodzian w wyniku referendum dosłownie wyrzucony z fotela szefa miasta. Jego porażka była totalna. Prawie 128 tys. łodzian zagłosowało za pozbyciem się Kropiwnickiego, a zaledwie niespełna 5 tys. chciało, żeby został. Kropiwnickiego znam od wielu lat i szanuję. Uczył mnie na studiach ekonomii, a w ubiegłym roku poświęcił mi cały dzień, żeby pokazać, ile udało mu się dla Łodzi zrobić. Udało mu się sporo, ale lista zaniedbań, którą eksponowali jego wrogowie, wcale nie była mała. Choćby fakt, że Łodzi uciekło EURO 2012.
Powtarzam, Kropiwnicki nie zasłużył na taki druzgoczący wynik w referendum, ale tak działa demokracja i trzeba być bardzo niemądrym, żeby się na nią gniewać.
Tymczasem szef PiS Jarosław Kaczyński na wczorajszej konferencji prasowej zajął się sprawą porażki Kropiwnickiego. Czy dokonał błyskotliwej analizy przyczyn klęski? Nie. Czy powiedział, jakie błędy popełniono w Łodzi? Nie. Czy wyciągnął wnioski na przyszłość dla swojej organizacji? Nie. Powiedział: "Jerzy Kropiwnicki wygrał, bo większość mieszkańców Łodzi nie poszła jednak na wybory". Wygrał, wygrał, jasne. A z radości pakuje się do kartonów.