Żołnierze Wyklęci i ich oprawcy

2012-07-01 2:00

Koniec czerwca 1946 r. to dla żołnierzy podziemia niepodległościowego trzeci rok walki z okupantem sowieckim i jego polskimi kolaborantami. Dla większości to także ósmy rok trwającej nieprzerwanie wojny, która zaczęła się jeszcze w 1939 roku. Był to dla nich czas ostatecznej próby patriotyzmu, z której wyszli zwycięsko – poświęcając życie dla Polski.  

24 czerwca 1946 r. to kres życia majora Mariana Bernaciaka, ps. Orlik, legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego AK, a następnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość na Lubelszczyźnie. „Orlik” dwukrotnie ranny podczas próby przebicia się z obławy zastawionej przez wojsko i Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, osaczony, popełnił samobójstwo we wsi Piotrówek (województwo mazowieckie).

26 czerwca 1946 r. zginął ppor. Zdzisław Badocha, ps. Żelazny, żołnierz Armii Krajowej, dowódca 2. szwadronu V Wileńskiej Brygady AK. Ubecy i milicjanci dopadli go w majątku Czernin koło Sztumu, gdzie leczył rany po wcześniejszej potyczce. Badochę wydała aresztowana wcześniej przez UB łączniczka Regina Żylińska, ps. Regina. Miejsce jego pochówku do dziś pozostaje nieznane.

28 czerwca 1946 r. po kilkutygodniowym śledztwie, osądzony przez ubecki sąd doraźny i skazany na karę śmierci, został zamordowany, w białostockim więzieniu, porucznik Marian Pluciński, ps. Mścisław, oficer V Brygady Wileńskiej AK.

Bernaciak, Badocha, Pluciński i wielu, wielu innych walczących z komunistami mniej więcej do połowy lat 50. – to Żołnierze Wyklęci, którzy chcieli Polski wolnej i niepodległej, bez okupacji sowieckiej. Jako żołnierze przedwojennej Polski stanowili łącznik między II Rzeczpospolitą a narastającym w PRL-u oporem, który ujawnił się w latach 1956, 1968, 1976. Byli pionierami tej drogi, której ukoronowaniem stało się zwycięstwo Solidarności.

Żołnierze Wyklęci – o czym często się zapomina – to nie wyłącznie partyzanci, walczący z bronią w ręku, w lasach, ale to również ci, którzy sprzeciwiali się komunistycznemu zniewoleniu, podejmując działania polityczne. Przecież Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość – największy kontynuator Armii Krajowej – było przede wszystkim organizacją polityczną, choć miało swoje oddziały partyzanckie. Rotmistrz Witold Pilecki po zakończeniu okupacji niemieckiej ani razu nie użył broni, choć kłamliwie został o to oskarżony i skazany na karę śmierci. Jego „grupa szpiegowska”, „płatni agenci Andersa” działała stricte politycznie – zbierała informacje o stopniu sowietyzacji Polski.

Historia tamtych lat, nie tak znowu odległych, rzutuje na czasy współczesne. To wtedy ukształtowały się elity prosowieckie, które wpływają na Polskę również dziś. Z elitami II Rzeczpospolitej nie mają one nic wspólnego. To zupełnie inna kategoria osób. Wystarczy porównać generałów – Augusta Emila Fieldorfa „Nila” i Wojciecha Jaruzelskiego. Pierwszy to polski generał patriota, który wybrał śmierć zamiast zdrady, drugi – generał z sowieckiego nadania, Polskę i polskość przez całe życie zwalczający. Dzisiaj racje obu stron przedstawiane są jako równoważne, a zdradę i słabość nazywa się mądrością i realizmem. To zakłamywanie najnowszej historii wymaga sprzeciwu. Nasza historia heroiczna powinna być Polakom przywrócona, bo w niej są przecież i nasze korzenie, i nasza tożsamość.

A przecież do dziś nasi narodowi bohaterowie nie mają swoich grobów, nie ustalono ich miejsca pochówku, nie zadbano o ich pamięć. Dlaczego przez 23 lata wolnej Polski nie można było tego zrobić? To haniebne zaniedbanie, świadczące o kondycji państwa i okrągłostołowych elit, którym najwyraźniej nie zależy na przywracaniu pamięci o prawdziwych patriotach. Tak samo nie udało się ukarać sądownie i napiętnować morderców i zdrajców. Ale czy jakikolwiek sędzia III RP skaże na jakąkolwiek karę stalinowskiego sędziego Stefana Michnika, który ma na sumieniu wiele mordów sądowych? Czy skaże jego kolegów – komunistycznych sędziów czy prokuratorów? Nie skażą, bo oni należą do towarzystwa, któremu gruba kreska zapewniła bezkarność. I tak nad Temidą wolnej Polski wisi długi cień PRL-u. Stalinowcy już nie oskarżają, nie wydają wyroków, ale robią to ich potomkowie, np. sędziowie stanu wojennego. I oni mieliby skazywać Stefana Michnika, Helenę Wolińską, Zygmunta Baumana, Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka?
Po 1945 r. nie było żadnej wojny domowej. Bo ta zakłada, że dwie strony konfliktu mają różne wizje, ale wspólny cel – Polskę. A tu mieliśmy do czynienia z nierówną walką podjętą w imię obrony niepodległości państwa polskiego i wolności narodu przeciwko potędze sowieckiego imperium i służących mu polskich zdrajców.

Walka, a często ofiara życia Żołnierzy Wyklętych to symbol niezłomnej postawy bohaterów, a także hańby ich oprawców, którzy mordowali polskich patriotów, a potem przez lata zabijali pamięć o nich, nazywając zdrajcami i bandytami, wyrzucając na śmietnik historii. Dziś walczymy o to, aby w końcu przestali być Żołnierzami Wyklętymi. Aby przywrócić im należne miejsce w świadomości następnych pokoleń.

Nasi Partnerzy polecają