Zbigniew Ziobro

i

Autor: Tomasz Radzik Zbigniew Ziobro

Ziobro przegrał, ale nadal czeka na swój moment. Czy się doczeka? - pyta Tomasz Walczak

2020-12-15 8:24

Ostatnim aktem spektaklu pod tytułem „Weto albo śmierć” było hamletyzowanie Solidarnej Polski, czy trzeba honorowo wyjść z koalicji, która sprzedała Polskę za 30 unijnych srebrników, czy cynicznie trwać w związku z zaprzańcami. Po dyskusji władz partii okazało się, że jednak w koalicji zostają. Co szokiem nie jest. Jeśli już, to szokująca jest wieść, że zarząd tej niewielkiej partii ma aż 20 członków.

Jasne jest, że Zbigniew Ziobro przeszarżował ze swoją pryncypialną postawą ws. mechanizmu „pieniądze za praworządność” i wychodzi ze starcia ze zwolennikami porozumienia poturbowany i  -co tu dużo mówić - ośmieszony. Pozował na ideowca, który przekonywał, że „słodko i zaszczytnie jest umierać za ojczyznę”, ale kiedy przyszła próba charakteru, okazało się, że nie liczą się dla niego idee, ale synekury. Ileż to funkcji w rządzie, administracji, spółkach Skarbu Państwa było do stracenia, a alternatywą dla nich był polityczny niebyt.

Oczywiście, nie jest tak, że porażka w starciu ze swoim nemezis Mateuszem Morawieckim, jest jego całkowitą porażką. Mimo wszystko dla pewnej części prawicowego elektoratu pozostanie bohaterem straconej sprawy, który dzielnie walczył o los Polski wbrew farbowanym prawicowcom i potężnym siłom zewnętrznym, które sprzysięgły się przeciwko ojczyźnie. Czyż nie takich Don Kichotów wiele osób o prawicowych poglądach szanuje i czci? Czyż nie da się z tego stworzyć pięknego mitu o polityku wyklętym? Da się i niewątpliwie ten mit będzie się wykuwał.

Taktyczna porażka nie jest więc strategiczną katastrofą. Ziobro i jego ludzie zdecydowali się na długi marsz na samodzielność, rozpychając się pod prawicową ścianą. Wiedzą już, że Jarosław Kaczyński raczej nie wpuści ich na swoje listy wyborcze, bo pomny jest, jak narobił sobie z ziobrystami problemów, pozwalając im stać się koalicyjnym języczkiem u wagi, który ciągle przysparza mu bólu głowy. Pytaniem nie jest więc, czy Ziobro opuści Kaczyńskiego, ale kiedy. Na pewno będzie chciał wybrać najbardziej dogodny dla siebie moment, a ten jeszcze nie przyszedł i jeszcze prędko nie przyjdzie. Zastanawia tylko, czy Kaczyński mu na to pozwoli, czy pozbędzie się go, zanim Ziobro się zbuduje jako samodzielny polityk. Ale to już treść kolejnego dramatu z bestsellerowego cyklu „Zjednoczona Prawica się sypie”.